Zamek wilkowski, czyli jak królewicz jegomość na wojnę jechał

Ruiny w Wilczyskach. Fot. Paweł Kaliński

Wczesną wiosną 1617 roku zachodnimi i południowymi obrzeżami dzisiejszego powiatu łukowskiego – wtedy była to ziemia stężycka – podróżował królewicz Władysław Zygmunt Waza, przyszły król Władysław IV, jadący na wojnę z Moskwą, w wyniku której Rzeczpospolita uzyskała największy zasięg terytorialny w swej historii. W Wilczyskach zatrzymał się na dwie noce w zamku wojewodzińskim, którego potężne fortyfikacje można oglądać do dziś.

Gdyby zamek wilczyski przetrwał do naszych czasów, byłby bezsprzecznie największą atrakcją turystyczną regionu. W wydanym w 1632 roku dziele „Polonia, sive status Regni Poloniae descriptio” („Polska albo opisanie położenia Królestwa Polskiego”) Szymon Starowolski oceniał, że „pośród wszystkich szlacheckich dóbr zamek wilkowski zajmuje pierwsze miejsce pod względem wytwornej architektury; wszystkie inne w całej tej ziemi [stężyckiej] staroświeckim sposobem są zbudowane”. Oznacza to, że pałac był jak na tamte lata nowoczesny, renesansowy i zapewne murowany.

Jego właścicielem był w tym czasie Jan Gostomski herbu Nałęcz, od 1611 roku wojewoda inowrocławski, a od 1620 brzesko-kujawski. Był on synem wojewody poznańskiego Hieronima, początkowo wojującego luteranina, później nawróconego na katolicyzm fundatora licznych klasztorów oraz słynnej szkoły jezuickiej w Sandomierzu – działającego do dziś Collegium Gostomianum. Jan był uzdolnionym poetą; pisano o nim, że „siostry Muzy umiłowały [go] nad innych”.

Collegium Gostomianum w Sandomierzu, fundacja Gostomskich, 1602

 

W dniach 9 – 11 kwietnia 1617 roku Jan Gostomski podejmował w Wilczyskach królewicza Władysława, wyruszającego na wschód w celu odzyskania carskiej korony. Przypomnijmy: w 1610 roku, pod wrażeniem klęski pod Kłuszynem, bojarzy zdetronizowali cara Szujskiego i wydali go Polakom, a koronę carską ofiarowali polskiemu królewiczowi, wówczas 15-letniemu.

Car Szujski z braćmi przed Zygmuntem III, fragment obrazu Dolabelli

Bez konsultacji z królem i sejmem hetman Żółkiewski przystał na ten pomysł, a nawet odebrał od mieszkańców Moskwy przysięgę na wierność królewiczowi, choć warunki postawione Władysławowi przez bojarów – jak konieczność jego przejścia na prawosławie czy karania śmiercią poddanych przyjmujących katolicyzm – od początku były dla syna Zygmunta III nie do zaakceptowania.

Pomijając już obawy Zygmunta o życie syna (zaledwie 4 lata wcześniej bojarzy zamordowali cara Dymitra, aby oddać władzę Szujskiemu), także obywatele Rzeczypospolitej nie byli zachwyceni pomysłem wysłania do obcego kraju, w dodatku tak odmiennego politycznie i mentalnie, jedynego póki co syna Zygmunta, który pożył dłużej niż wczesne dzieciństwo i którego widziano raczej w roli przyszłego króla Polski. Na szczęście tym razem wiarołomność Moskwy objawiła się wcześniej, niż Władysław zdążył zasiąść na Kremlu, bo kiedy jeszcze polska szlachta debatowała w sejmie – „dać królewicza do Moskwy czy nie dać?”, znudzeni czekaniem Moskwicini uznali swoją przysięgę za niebyłą i oddali koronę Michałowi Romanowiczowi (1613), wcześniej wymordowawszy polską załogę na Kremlu wbrew zawartym układom (1612).

Król Zygmunt z synem Władysławem, obaj trzymają w rękach korony

 

Tyle, że królewicz wciąż uważał się za prawowitego cara moskiewskiego, Romanowa zaś uważał za uzurpatora i nie przestawał liczyć na odzyskanie tronu, gdy tylko sejm wyrazi zgodę. Toteż pod Smoleńskiem nadal operowała litewska armia z Dońskimi i Zaporoskimi Kozakami, a w 1615 roku pokuszono się nawet o brawurowy „rajd” wokół Moskwy siłami lekkiego pułku Aleksandra Lisowskiego (tzw. lisowczyków), wszystko to z myślą, aby „następującemu królewiczowi JKMci – jak pisał hetman Chodkiewicz – tym bardziej torowała się droga: nieprzyjaciel rozrywaniem sił swych wraz wątlał i do większej potęgi nie przychodził”.

Królewicz Władysław Waza prosi ojca o zgodę na przyjęcie korony moskiewskiej, XIX-wieczne malowidło na Jasnej Górze

Tymczasem zaś czekano, jaką decyzję podejmie sejm: wojna (której chcieli hetman i królewicz) czy traktaty pokojowe (które wolałaby szlachta). W lutym 1616 roku królewicz zwierzał się hetmanowi polnemu Krzysztofowi Radziwiłłowi, że co prawda pogodził się już z utratą carskiego tronu, „widząc, że stany obojga narodów raczej przez traktaty, niżeli inszym sposobem pokoju sobie życzyli”, lecz „teraz, że ta komisja, a zatem i nadzieja o zastanowieniu spełzła, skłania do tego wolę swą JKM Pan Ojciec i dobrodziej nasz, aby dla uspokojenia Rptej, jeśliby się to stanom wszystkim zdało (…) nas tam obrócił”. Prosił też hetmana o przekonywanie szlachty na sejmikach o korzyściach płynących z tej wyprawy i dziękował za poczynienie już pewnych zaciągów wojskowych na jego imię, a w listopadzie donosił, że liczy, że „na przyszłą wiosnę nas Pan Bóg na granice przyprowadzi”. Ostatniego dnia 1616 roku Zygmunt III, za zgodą sejmu, dał wreszcie wyprawie zielone światło, pisząc do kanclerza litewskiego Lwa Sapiehy: „życząc jako najprędszego granicom WKL uspokojenia, wzięliśmy to pilno przed się, aby królewicz Władysław syn nasz ruszył się w imię Pańskie na wiosnę do ziemi moskiewskiej i tam z wojskiem Rzeczypospolitej czynił to, co by do skończenia tej wojny a uspokojenia państw naszych należało”.

Królewicz Władysław konno, fragment obrazu Rubensa

Królewicz wyruszył z Warszawy 6 kwietnia 1617 roku. W tę drogę, z której miał już nie powrócić (mógł albo zginąć w boju, albo pozostać na Kremlu), odprowadzał go jego ojciec – król Zygmunt, macocha – królowa Konstancja, i ciotka – królewna szwedzka Anna Wazówna, starsza siostra jego ojca, z którą królewicz był bardzo zżyty, gdyż w dzieciństwie zastępowała mu wcześnie zmarłą matkę. (Wbrew obiegowej opinii nie była to siostra Władysława, bo żadnej z jego sióstr nie było wtedy – jeszcze lub już – na świecie).

Królowa Konstancja i królewna Anna Wazówna

W orszaku królewicza, odwiedzającym wtedy Wilczyska, znalazła się cała plejada wybitnych postaci:

–Bartłomiej Nowodworski, kapitan gwardii królewskiej, kawaler maltański, specjalista w burzeniu murów ładunkami wybuchowymi. Miał za sobą bogatą służbę wojenną, m.in. służył u Batorych w Siedmiogrodzie i u królów Francji, walczył na Morzu Śródziemnym i w Afryce, był też pod Pskowem z królem Stefanem i pod Smoleńskiem z królem Zygmuntem III.

– Andrzej Czarnecki, królewski koniuszy nadworny i burgrabia zamku krakowskiego, mistrz szermierki i jeździectwa królewicza, ówczesna „pierwsza szabla Rzeczypospolitej” (prywatnie posiadacz dóbr w ziemi łukowskiej).

– Zygmunt Kazanowski, bohater spod Kircholmu, człowiek o nieposzlakowanej opinii i wzór cnót obywatelskich, wybrany przez króla na wychowawcę jego pierworodnego syna (prywatnie brat starosty łukowskiego Bartłomieja Kazanowskiego).

– Gerard Denhoff, syn gubernatora Inflant, mistrz sztuki fortyfikacyjnej, mający za sobą służbę w armiach francuskiej i holenderskiej.

– Jakub Sobieski, komisarz królewski, wybitny parlamentarzysta, przyszły ojciec króla Jana III.

– Adam Kazanowski, przyszły marszałek nadworny i szara eminencja na dworze Władysława IV, właściciel najpiękniejszego w Polsce pałacu.

– Jerzy Ossoliński, przyszły kanclerz wielki koronny, twórca polityki państwowej w dobie rządów Władysława IV (prywatnie syn Anny Firlejówny, właścicielki Radoryża, i Zbigniewa Ossolińskiego, właściciela Burca, wnuk Jana Firleja z Kocka).

Oficjalny kronikarz życia królewicza, Stanisław Kobierzycki, relacjonował, że po przebyciu karetami czterech dni drogi i „12 mil galijskich – taka jest odległość z Warszawy do Wilczysk – (…) Ich Królewskie Moście zostały wspaniale powitane i przyjęte przez pana tych ziem, Jana Gostomskiego, wojewodę”. Bardziej szczegółowo opisał przebieg podróży Jakub Sobieski, prowadzący diariusz wyprawy królewicza:

6 kwietnia.
Z Warszawy wyjechał; naprzód msza była śpiewana de Spiritu Sancto, którą ksiądz arcybiskup sam śpiewał; on mu broń i chorągiew konsekrował, do broni go przypasował i benedykcję mu w drogę dawał; sam się królewicz chorągwi trzymał, którą za nim niósł chorąży jego Aleksander Humnicki. Przede mszą z bracią się pożegnał, a potem po mszy zaraz do batu [łodzi] szedł, gdzie go ćma ludzi wyprowadzała; wyprowadzał go ksiądz arcybiskup aż do Pragi; król z królową i z królewną i ze dworem aż do Wilczysk.

9 kwietnia:
Był w Wilczyskach u pana Jana Gostomskiego, wojewody inowrocławskiego; tamże pan wojewoda dał mu sto piechoty.

11 kwietnia:
Jechał do Okrzei. Król wyprowadzał go aż ku Żelechowu; tam dopiero zsiadłszy z karety, królewicz z płaczem upadł mu pronus [schylony] do nóg i potem pocałował go w nogi. Król go zaś, zdjąwszy czapkę, pocałował w głowę i przeżegnał, i bardzo płakał. On potem znowu mu do nóg upadł i potem mu rękę pocałował; z królową się żegnał i królewną, i potem ze wszystkim dworem, z płaczem okrutnie wielkim i swoim, i wszystkich. Król zaś jechał nazad do Garwolina, a do Lublina jechali z królewiczem: Mikołaj Daniłowicz podskarbi koronny, wojewoda inowrocławski [Gostomski], Krzysztof książę Zbaraski koniuszy koronny, Jakub Sobieski wojewodzic lubelski, Jerzy Ossoliński wojewodzic sandomierski, Paweł Działyński starosta bratiański, Humiński, Niszczycki, Krzysztof Charliński; piechoty dwieście, a sto pana wojewody inowrocławskiego”.

Wygląd roty pieszej Gostomskiego przedstawiono na tzw. „rolce sztokholmskiej”, przedstawiającej wjazd do Krakowa arcyksiężniczki Konstancji w 1605 roku. Uwieczniono na niej zresztą także rotę husarską wojewody. Tę pieszą rotę Gostomski opłacał aż do końca wyprawy z własnej kiesy. 4 października przybyła ona pod Dorohobuż, co odnotował Sobieski:

ruszył się królewicz spod Smoleńska pod Dorohobuż. Wojsko tak szło: Różyckiego naprzód rota kozacka, potem pana sochaczewskiego, pana wojewodzica lubelskiego, piechoty dwieście Kochanowskiego i pięćset dwornej, pana kanclerza litewskiego dwieście koni, królewicz ze swoją chorągwią, za nim Medon z rajtarską, Dierżek z kozacką, pan starosta śremski z husarską, Rudzki z kozacką chorągwiami. Piechota Niewiarowskiego, Nowomiejskiego, pana wojewody inowrocławskiego szła z działami wprzód.

Rolka sztokholmska – takie karety zajechały do Wilczysk w 1617 roku
Rolka sztokholmska – rota husarii królewskiej
Rolka sztokholmska – rota piechoty Gostomskiego
Rolka sztokholmska – rota husarii Gostomskiego

Porządek marszowy opisał w pamiętniku także wojewoda sandomierski Zbigniew Ossoliński, którego syn towarzyszył królewiczowi w roli dworzanina:

Zaczem w dzień św. Franciszka, tj. 4 dnia Octobris rzucił się [hetman z wojskiem] od Smoleńska ku Dorohobużowi; prosto królewicz JMć [jegomość] szedł spustoszonym bardzo krajem aż do samego Dorohobuża, pod który przyciągnął tegoż miesiąca; wyjechał milę naprzeciwko pan hetman ze wszystkim wojskiem swoim okrom piechoty, która w szańcach była, a niektórych rot rajtarskich, które straż odprawowały; a gdy już królewicz JMć z swoim wojskiem nadciągał, stanął na podniosłym miejscu w pięknym bardzo szyku:
– [w hufcu środkowym] jego samego husarzów – 300,
– pana starosty parnawskiego – 200,
– pana starosty mińskiego – 200,
– w średnim hufcu tym w posiłku Gosiewskiego i Giebułtowskiego roty także husarskie;
– na prawym skrzydle lisowczyków – 500, w posiłku – 500,
– na lewym skrzydle rajtarów – 400, w posiłku drugie 400,
– za tymi wszystkimi Dońców – 600 [razem ok. 3500]

Pomknął się zatem królewicz JMć pod to wojsko pana hetmanowe z swoim także ludem, którego było do 4000, tj.:
– husarzów pana sochaczewskiego – 100,
– pana wojewodzica lubelskiego – 150,
– pana starosty śremskiego – 100,
– pana kanclerza litewskiego – 200,
– pod chorągwią dworską – 150,
– rajtarów Medonowych – 200,
– kozaków Rudzkiego – 200,
– Dzierżkowicza – 100,
– Rzeczyckiego – 100,
– piechota pana Niewiarowskiego – 600,
– pana Kochanowskiego – 300,
– pana Nowomiejskiego – 100,
– dworskiej – 400,
pana wojewody inowrocławskiego – 100,
– pana lwowskiego – 100,
– pana kanclerza litewskiego – 100,
– pana bełskiego husarzów – 100,
– pana Dinofa [Teodora Denhoffa] rajtarów – 200,
– niemieckiej piechoty – 600.
Tam pan hetman litewski, przywitawszy królewicza JMci i pomyślnej drogi na stolicę powinszowawszy, uszykował znowu oboje ludzie w jedno wojsko, królewicza JMci w pośrodku postawiwszy z wielką asystencją obecnych panów senatorów, także komisarzów, paniąt i dworzan przedniejszych i moskiewskich ludzi, między którymi przedniejsi byli: Iwan Szujski, Szejny, Trubecki, zaczym prowadził tak uszykowane ludzie królewicza JMci mimo same wały zamku dorohobyskiego, bo też Moskwa prosiła pana hetmana, aby nie kazał strzelać z szańców, żeby tym bezpieczniej mogli się przypatrzyć swemu carowi”.

Mamy też relację Sobieskiego z 30 listopada, kiedy to:

przyszła wiadomość o czacie królewiczowego pułku, że za odbieżeniem [tj. odejściem] chorągwi pana Medonowej i oni się też spod Kaługi ruszyli i za Uhrą rzeką z tej strony stanęli. Tam się im nieźle powodziło, jednego ostróżka szturmem dostali, na pobojowisku legło trupów 60 Moskwy, oprócz co ich we dworze spalono. Pojmano bojarzyna znacznego, drugiego Bezobrazowa, w szturmie zabito pacholików kilka i trzech piechoty pana wojewody inowrocławskiego, i mego kozaka Gawendowskiego pojmano, i z mej roty pacholików kilka i Górzyńskiego towarzysza obskoczyli, kiedy po język jechał, (…) atoli nasi dostali dwie chorągwi”.

Jak wiemy, Władysławowi nie udało się wówczas odzyskać carskiej korony, nie tyle ze względu na skuteczny opór wojsk moskiewskich, co zniecierpliwienie wojną w Rzeczypospolitej i niechęć sejmu do uchwalenia kolejnych podatków na wojsko. Wymusiło to na komisarzach przystąpienie do rokowań z bojarami, zresztą wbrew woli królewicza i hetmana, przewidujących bliskie zwycięstwo. Ostatecznie Moskwicini wybłagali pokój w zamian za spore ustępstwa terytorialne: Rzeczypospolitej przybyły wtedy trzy wielkie województwa na wschodzie – smoleńskie, czernihowskie i siewierskie; królewicz zaś zachował drażniący kolejnych carów tytuł „obranego wielkiego kniazia moskiewskiego” („Electus Magnus Dux Moscoviae”), z którego skwapliwie – i ku udręce cara – korzystał. Najbardziej bolesne dla Moskwy było to, że przy Rzeczpospolitej pozostał Smoleńsk, jedna z największych twierdz ówczesnej Europy i klucz do całego Państwa Moskiewskiego. Ten klucz był teraz w rękach Polaków.

Mimo tych osiągnięć Władysław uznał postanowienia pokoju dywilińskiego za hańbiące:

„myśmy z komisarzami moskiewskimi traktować jechali na gościniec trojecki – wspominał potem z przykrością Jakub Sobieski – królewicz zaś nas zawoławszy (…), począł czynić inwektywy, żeśmy oń jako o charta traktowali, że dłużej wielkopiątkowe kazanie bywa, żeśmy go odstąpili…”.

Cóż, Władysław jechał na wschód nie po zdobycze terytorialne dla ojca, a po tron dla siebie. Powrót do kraju wiosną 1619 roku był więc dla niego upokorzeniem i chyba tak samo odczuwali to jego żołnierze, skoro jeden z nich (Samuel Maskiewicz) zapisał w diariuszu:

Królewicz jegomość z Moskwy wraca zdrów z łaski Bożej, ale z niczym. Sam lekko w sankach jednym koniem bieży do Warszawy, chcąc być na konkluzji sejmu, zostawiwszy wszystkich swoich pozad, a kozaków 50 z nim. Tamże po przywitaniu króla jegomości i królowej jejmości, królewiczowie młodzi witając go, jeden starszy, Ioannes Casimirus, syn teraźniejszej pani naszej, jakoby rzec miał: radziśmy przyjechaniu Waszmości, ale ja wolałbym tam zostać, niżeli z taką hańbą wracać się”.

Na osłodę jesienny sejm przyznał Władysławowi administrację nad zdobytymi przez niego trzema wschodnimi województwami.

Jednak w kwietniu 1617 roku, goszcząc w Wilczyskach, królewicz był jeszcze pełen najlepszych nadziei co do swej przyszłości. A jego przejazd przez te ziemie został zapamiętany na długo, choć pamięć ludowa przekształciła to wydarzenie w specyficzny sposób. Oto w pobliskiej Okrzei uważano, iż wieś ta została założona właśnie przez Władysława, który miał nadać te ziemie swoim żołnierzom spod Smoleńska (początki Okrzei są oczywiście dużo starsze niż XVII wiek). „Królewską” nazywano też studnię, stojącą niegdyś naprzeciw kościoła w Okrzei, z której Władysław IV miał jako pierwszy zaczerpnąć wodę.

Okrzeja – ślad po 'królewskiej studni’

Nie jest przy tym wykluczone, że to nie był ostatni przejazd Władysława Wazy przez te ziemie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jego wojska maszerowały tędy także w 1621 roku, gdy królewicz wyruszał pod Chocim z 10-tysięcznym pułkiem piechoty niemieckiej i artylerii. Jakieś jego oddziały zapędziły się nawet w okolice Łukowa, o czym pisał Zygmunt III w liście do wojewody Wejhera, skarżąc się na występki żołnierzy niemieckich spod chorągwi niejakiego kapitana Krokowskiego, którzy obrabowali mieszczan i żydów łukowskich, zabierając im srebro i pieniądze, chociaż uprzednio wzięli już żołd – „czego za posłaniem komornika naszego i upomnienia kapitana wrócić nie chcieli”. Król ubolewał nad zachowaniem niemieckich żołnierzy: „gdzie jeno przeszli takiej swawoli nad poddanymi naszymi zażywali, jako w ziemi nieprzyjacielskiej, że nic całego w domach ich nie zostawili, rzucając się do komór, skrzyń i innego schowania; a biorąc gwałtem co jeno zastawali, nawet i do tej swawoli przychodziło, że się kapłani w plebaniach osiedzieć nie mogli i kościoły od nich nie były bezpieczne”…

Zapewne tą samą trasą zmierzał też na pole bitwy pod Beresteczkiem kolejny nasz król – Jan Kazimierz, który wyruszył z Warszawy 13 kwietnia 1651 roku i kilka dni później stanął z orszakiem w Lublinie.

Przyjmuje się, że wilczyską fortalicję zburzyli Szwedzi podczas potopu, choć nie ma żadnych wzmianek o walkach w tych okolicach. Jakiekolwiek wydarzenie dało początek upadkowi twierdzy, nigdy nie została ona odbudowana i stopniowo niszczała, co trwa do dziś.

O wielkości wilczyskiego założenia obronnego świadczą widoczne fortyfikacje: dwie szerokie fosy, częściowo zalane wodami Wilgi, pozostałości kamiennych murów i ziemnych wałów, dwie symetryczne groble w wewnętrznej fosie, przyczółek mostowy z basztą bramną we wschodniej części obwarowań oraz przedwał na skarpie ponad doliną rzeczną. W planie widać też zarys pięciu wież, z których cztery narożne były okrągłe, a piąta we wschodniej, krótszej ścianie – czworokątna. Rozległy majdan wyznacza wielkość pałacu, ale nie wiadomo, jak budynek ten wyglądał, prócz tego, że robił wielkie wrażenie na przybyłych. Sugerując się opinią o „wytwornej architekturze” i ogromem fortyfikacji można przyjąć, że było to założenie w rodzaju „palazzo in fortezza”, łączące w sobie funkcje obronne i reprezentacyjne.

Wilczyska – majdan
Wilczyska, fosa w najszerszym miejscu
Wilczyska, widok z wału na fosę wewnętrzną i majdan
Wilczyska, widok z wału na suchą fosę zewnętrzną
Wilczyska, relikty muru na wale pomiędzy fosami
Wilczyska, przyczółek mostowy od strony wsi, widok z dna fosy zewnętrznej
Wilczyska, odsłonięty fragment muru
Wilczyska, fosa wewnętrzna, widok z wału, po lewej majdan

 

 

 

Ruiny w Wilczyskach. Fot. Paweł Kaliński
Ruiny w Wilczyskach. Fot. Paweł Kaliński

 

Tekst i wybór obrazów: Małgorzata Szczygielska
Fot: Małgorzata Szczygielska (jeśli nie zaznaczono inaczej) i Paweł Kaliński

Dziękujemy panu Pawłowi Kalińskiemu za zgodę na wykorzystanie fotografii.

Skomentuj admin Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.