Tak żyli nasi przodkowie w… Gołaszynie
LISTY
do Gazety Świątecznej.
Ze wsi Gołaszyna w powiecie Łukowskim, gubernji Siedleckiej.
Treść: Co najwięcej w Gołaszynie popłaca?—Szkodnicy.—Kłótnie i godzenie się w kółko.—Jaka tam młodzież?—Co i jak świadczy o pustce w jej głowach?—Jaka wieś, a jaka oświata,—jaka oświata, takie i życie.
Jak wszędzie, tak i u nas rozmaicie się dzieje: jest dobre, nie brak i złego.
Wioska nasza oddalona jest od miasta Łukowa o cztery wiorsty; ma przeszło 50 osad, a grunta niezbyt żyzne, ale nie tak znów banko złe, żeby się na nich nic nie rodziło. Tylko że ludzie u nas bardzo pyszni i zarozumiali o sobie, a co gorsze— jedni drugich cenią wedle pieniędzy. Bogaty zabiera nosa do góry, biedniejszemi pogardza i za nic ich niema. Tacy jednak pyszni zwykle sami bywają bardzo ciemni, jak tabaka w rogu; a o książki dobre nie dbają, ani też o oświatę. Nawet i przykazania Pana Boga niewiele ich jakoś obchodzą i niebardzo je w życia stosują; a to wypływa z braku oświaty.
I ja niedawno dowiedziałem się o Gazecie. Dopiero pierwszy rok ją sprowadzam, jak również i drugi mieszkaniec Gołaszyna, a jużeśmy do niej przywykli i bardzo nam jest przyjemnie ją czytać. Odbieramy numery Gazety co niedzielę, wyglądając jej niecierpliwie w końcu każdego tygodnia. Namawiamy też ludzi, aby sprowadzali ją sobie i czytywali. Doprawdy, gdyby nas posłuchano, nie byłoby tu takiej rozmaitości złych przykładów, jakie często zdarzają się między starszymi ludźmi i między młodzieżą. Tymczasem zaś nic ich nie wstrzymuje. Wiedzą wszyscy we wsi, że niektórzy z naszych gospodarzy, jak tylko przyjdzie letnia pora, nocami konie i bydło prowadzą umyślnie w szkodę—w zboże albo też na łąki, albo w kartofle, i tak co noc. A niejeden sąsiadowi i łąkę wykosić potrafi. Namawia też jeden drugiego, żeby do lasu pojechał i sąsiadowi ściął brzozę lub też chojaka, aby miał za co wypić wódki kieliszek lub piwa kufel, zakąsić czemś dobrem i papierosa zapalić. O tem zaś, że to obraza Boska i krzywda ludzka nikt ani pomyśli nawet. Z tego, rozumie się, wychodzą kłótnie, przekleństwa i ciągła niezgoda; później ciągania się po sądach, i tak idzie w kółko. A pokątnych doradców, na ludzką biedę, nie brakuje u nas; karzą ich nieraz, ale to nie pomaga. Znajdą się też u nas i tacy, co za kieliszek wódki lub za parę kufli piwa idą do sądu przysięgać fałszywie.
A czemu to tak? Oto, jeśli prawdę powiedzieć — mało pomiędzy nami znajdzie się ludzi mających wiarę, pamiętających że kiedyś trzeba będzie rachunek zdać przed Bogiem za swoje złe postępowanie. Niejeden starzec, który już nad grobem stoji, a jednak jeszcze się nie powstydzi wyciągnąć po ludzką własność. Wśród takich obyczajów między sąsiadami doprawdy życie uczciwym ludziom obrzydło
Na pociechę jednak mogę powiedzieć, że niewszyscy są tacy. Niebrak wśród nas i łudzi innych, o których można śmiało powiedzieć, że to uczciwi, porządni gospodarze, dobrzy ojcowie dla dzieci; tylko obok nich dużo się znajduje takich, co sami swoje dzieci umyślnie uczą złego i niedobry przykład im dają z siebie. Tacy, gdy ich dziecko komu szkodę zrobi, jeszcze się nawytrząsają pięściami na tego, co się przyjdzie o swoje upomnieć.
Pomiędzy młodzieżą naszą jest bardzo dużo, może nawet większa część półgłówków Lubią oni żyć hojnie i wesoło. Niechby się weselili, tylko uczciwie, żeby z tego nie wynikała niezgoda ani nienawiść. Ale to jak przyjdzie niedziela święta, to się schodzą po kilkanaście osób, chłopaków i panien, i obłamują niejednemu płoty, jak się na nich porozsiadają, bawiąc się do godziny jedenastej. Czyby to nie lepiej było zejść się do jednego domu i tam jaką książkę ciekawą przeczytać na głos, albo tez pieśni pięknych kilka wspólnie zaśpiewać? Rady jednak dobrej żaden nie chce posłuchać! Jak ich wychowano, tak żyją!
Czytelnik.
Dodaj komentarz