Niezwykłe spotkanie z marszałkiem Józefem Piłsudskim…w Gołąbkach
Marszałek Józef Piłsudski kilkukrotnie odwiedził powiat łukowski. W maju 1919 roku pociąg wiozący marszałka z Brześcia do Warszawy zatrzymał się na stacji w Łukowie, gdzie był on owacyjnie witany przez mieszkańców.Po raz kolejny Józef Piłsudski zatrzymał się na łukowskiej stacji w maju 1920. Po raz trzeci Marszałek przybył do Łukowa samochodem od strony Radzynia w dniu 17 sierpnia 1920 roku w kilka godzin po wyparciu bolszewików.
Tu w restauracji p. Antoniego Jastrzębskiego spożył obiad wraz ze swoim otoczeniem, po czym udał się samochodem w dalszą drogę do Siedlec.
Spotkanie żandarmów polskich z Marszałkiem na drodze w okolicach Gołąbek opisuje starszy wachmistrz Stefan Korgul w artykule Wspomnienia żandarma umieszczonym w Gońcu Nadwiślańskim: Głosie Pomorskim : niezależnym piśmie porannym poświęconym sprawom stanu średniego : 1939.01.28/29, R. 15 nr 24
W związku z odbywającą się na Pomrzu akcja zbiórkowa na ufundowanie sztandaru dla Centrum Wyszkolenia Żandarmerii przytaczamy poniżej niezwykle interesujący obrazem ze wspomnień żandarma z roku 1920, umieszczony w „Roczniku Pamiątkowym”, wydanym z okazji odsłonięcia pomnika Wielkiego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego
Było to pamiętne dni sierpniowe 1920 roku, kiedy nawała krwawych zbirów bolszewickich parła pod mury Warszawy. Kolega mój znajdował się wówczas w kordonowej służbie żandarmerii, na odcinku Łuków-Lublin, we wsi Gołąbki.
Zadanie służby kordonowej polegało na legitymowaniu tak pojedyńczych osób wojskowych bez różnicy stopnia jak i oddziałów zdążających w kierunku frontu do kraju celem stwierdzenia czy posiadają wymagany rozkaz odwrotu. Służba była uciążliwa, bo trwająca 19 godzin na dobę bez przerwy, a ze względu na zadanie bardzo odpowiedzialna.
Pełniłem służbę – opowiadał mi w dalszym ciągu kolega – jako komendant patrolu – wraz z dwoma jeszcze żandarmami, na odcinku szosy Łuków-Lublin , na 7 km. od wsi Gołąbki.
Noc minęła dość spokojnie, ale ze względu na charakter służby niestety bezsennie, bowiem trzeba było czuwać nad każdym ruchem na szosie by broń Boże nie zaniedbać obowiązku służbowego. Lecz kiedy nadszedł piękny poranek sierpniowy i mgły poranne poczęły pełzać po szosie zapełniając nieduży skrawek otwartego terenu przy szosie, patrol nasz wyszedł z przydrożnych rowów, w których przez noc pełnił służbę i zaszył się w stojącą w pobliżu szosy kupę siana, by choć przez chwilę odpocząć.
Niedługo niestety trwała złuda wypoczynku naszych stróżów bezpieczeństwa bo oto naraz ponad opary mgły porannej, wprawne oczy żandarma dostrzegły unoszące się nad szosą tumany kurzu, posuwające się w kierunku frontu. Mały wysiłek wzrokowy i przed oczyma żandarmów rysuje się sylwetka pędzącego pełnym gazem auta osobowego.
Co robić?,,, Krótka chwila wahania. Przerwać błogi wypoczynek w sianie ? …
Obowiązek bierze jednak górę nad zmęczeniem i nasi koledzy jednym skokiem znaleźli się na szosie na swoim posterunku służbowym. Ddóch staje po bokach szosy z karabinami, gotowymi do strzału, komendant patrolu zaś staje na środku szosy dając ręką znak do zatrzymania się auta. Zgrzyt hamulców i pędzące przed chwilą pełnym gazem auto, wprawną ręką szofera zostało osadzone prawie na miejscu.
W długim zakurzonym aucie siedziały cztery osoby, zakapturzone w białe nie mniej od auta zakurzone płaszcze. Zaczęły się formalności legitymowania, od szofera począwszy.
– Proszę o prawo jazdy – rzekł legitymujący, zwracając się do osoby siedzącej przy kierownicy. Kierowca szybkim ruchem okazuje żądany dokument.
– Proszę o legitymację – powtórzyło się znów żądanie.
Bez słów ze strony legitymującego legitymacja kierowcy znalazła się w ręku żandarma/
– Proszę o rozkaz powrotu – padły znów słowa żandarma.
Na to żądanie kierowca wskazał ręką na osoby siedzące w głębi auta – przyczym z ust jego padło niezrozumiałe narazie dla żandarma słowo „Komendant”.
Po wylegitymowaniu trzech pasażerów, którzy jak się okazało, byli oficerami sztabowymi jeden z nich w randze pułkownika, siedzący w głębi auta w towarzystwie czwartego dotąd niewylegitymowanego, dał znak kierowcy ażeby ruszył w dalszą drogę. Legitymujący jednak żandarm wstrzymał jeszcze auto mówiąc: „Przepraszam, jeszcze nie wylegitymowałem tamtego pana”, i tu wskazał ręką na czwartego pasażera – całego otulonego w płaszcz z zakapturzoną głową, siedzącego w pozycji półleżącej.
Na te słowa poruszył się ów tajemniczy pan i ukazując z pod kapiszona płaszcza zmęczoną i zakurzoną twarz rzek: „Co mnie nie poznajesz”.
Żandarm wyprężył się jak struna, by się zameldować, towarzysze patrolu zmienili błyskawicznie pozycję karabinów z „gotuj broń” na „prezentuj broń”, lecz nim się nieco zorientowali z pod zakurzonych i opuszczonych niedbale wąsów padło słowo: „Jazda”! I auto pomknęło błyskawicznie w dalszą drogę unosząc z frontu przemęczonego Wodza, któremu jedyny może wówczas w czasie jazdy krótkotrwały wypoczynek zakłócili wiernie wypełniający swą służbę żandarmi.
Chwilę jeszcze staliśmy, nie mogąc słowa przemówić.
Oczarował nas Wódz swoim spokojem i zupełnym podporządkowaniem się formalnościom naszej służby żandarmskiej, a w sercach żołnierskich poczuliśmy jakąś niewysłowioną błogość, boć przecież zetknęliśmy się z Naczelnym Wodzem Pierwszym Marszałkiem Polski, Józefem Piłsudskim.
Korgul Stefan, st. wachm.
Goniec Nadwiślański : Głos Pomorski : niezależne pismo poranne poświęcone sprawom stanu średniego : 1939.01.28/29, R. 15 nr 24
Dodaj komentarz