Willysem przez powiat łukowski
Obowiązkowe dostawy produktów rolnych, powszechnie nazywane kontyngentami, jako wojenne świadczenia rzeczowe zostały wprowadzone dekretem PKWN w 1944 r. Przeznaczano je na potrzeby wojska i ludności cywilnej, duża ich część zużyta została na rzecz Armii Czerwonej.
Realizacja obowiązkowych dostaw była dla chłopów ogromnym obciążeniem. Od początku organizowanych akcji skupowych buntowali się oni, odmawiali przyjęcia i podpisania zobowiązań i nakazu dostaw. Konieczność oddania państwu produktów rolnych narażała całą rodzinę na niedożywienie oraz niemożność wykarmienia w czasie zimy własnych zwierząt.
Nie inaczej sprawa miała się w powiecie łukowskim. Tereny te zostały bardzo doświadczone podczas wojny – Łuków został zniszczony w 85%, duże straty poniósł też Stoczek. Dodatkowo w 1945 roku powiat został dotknięty klęską gradobicia i ulewami. Plony były bardzo słabe.
Jesienią tego roku przez powiat ruszył Willys z ekipą z Wojewódzkiego Urzędu Informacji i Propagandy w Lublinie, wraz z łukowskim starostą, żeby na miejscu „namawiać” rolników do spełnienia „obywatelskiego obowiązku”
Z inicjatywy Wojewódzkiego Urzędu Informacji i Propagandy zorganizowano ekipę, która wyruszyła w teren do powiatów: łukowskiego i siedleckiego, stojących najsłabiej pod względem realizacji obowiązku świadczeń rzeczowych.
W skład ekipy, na czele z ob. Sł. Iskierko, kier. Wydziału Propagandy masowej, weszli: przedstawiciele Wojska Polskiego por. Stanisław Bodzak, przedstawiciele prasy i radia.
W dniu 25 października odbyło się w Łukowie zebranie sprawozdawcze wójtów. Niski procent realizacji planu świadczeń rzeczowych tłumaczyli kilkoma przyczynami 1- Klęską gradobicia, która wyniszczyła w 100 proc. 5 gmin, między innymi Białobrzegi, Kock, Syrokomlę, Łysobiki. 2) Stratami spowodowanymi przez przemarsz wojsk. 3. Nadmiernymi opadami, które spowodowały wymoknięcie zboża i kartofli. Powiat Łuków, liczący 17 gmin i 3 miasteczka do wczoraj dostarczył 11 proc. świadczeń ogólnego wymiaru.
W r. ub. pow. Łuków miał wyznaczone 13.500 ton świadczeń, z czego zaliczono 11 tys. ton w r. b. ma dostarczyć 9726 fon. Gospodarz powiatu starosta ob. Tadeusz Bussel, narzeka na brak środków lokomocji i ludzi do pracy. Starostwo posiada tylko jeden samochód, który bardzo często psuje się — utrudnia to niezmiernie akcję w terenie. Brak wagonów kolejowych i magazynów dla zsypu zboża także nie wpływa, dodatnio na sprawność w dostarczaniu świadczeń.
Mimo trudności w tym roku wszyscy urzędnicy starostwa pojechali w teren na dwa tygodnie w celu ożywienia akcji świadczeń rzeczowych.
Miasto Łuków dostarczyło 27.2 proc. żyta, oraz 16,5 proc. ziemniaków. Niski procent tłumaczy się tym, że Łuków jest w 85 proc. zniszczony i spalony — zagładzie uległa specjalnie dzielnica rolnicza — brak jest stodół, nie ma gdzie młócić zboża. Na terenie miasta znajduje się 5 motorów, ale nie mogą one pracować i powoda braku oliwy i materiałów pędnych.
Na zebraniu zastanawiano się, co trzeba zrobić dla usprawnienia akcji świadczeń rzeczowych. Wysunięto następujące wnioski:
1. usprawnienie kolejnictwa,
2. powiększenie magazynów,
3. zdobycie środków lokomocji: do wyjazdów w teren, aby dopilnować pracy,
4. uświadomienie obywatelskie ludzi.— zwoływanie w tym celu zebrań wójtów i sołtysów.
Zebrania takie odbywają się mniej więcej raz na tydzień — dla usprawnienia nieraz w czterech miejscach jednocześnie. Na terenie Łukowa znajdują się 4 młyny, z których jeden jest czynny, i ~
Gmina Łuków dostarczyła 16 proc. ogólnej ilości świadczeń. Wroga propaganda nie wywiera wpływu na realizację dostaw.
Celem ekipy jest doprowadzenie do tego, aby gminy, czy leż gromady współzawodniczyły w dostawie świadczeń. Można to osiągnąć drogą premii, a przede wszystkim przekonaniem chłopa, że jest gospodarzem u siebie, w Polsce i to co daje, daje dla swoich. Wojna się skończyła, ale teraz trzeba odbudować kraj — rola wsi jest niezmiernie doniosła i wieś to musi zrozumieć.
Wyruszamy Willysem z Łukowa. Zatrzymujemy się najpierw w Łapiguzie, gdzie znajduje się punkt zsypu zboża i bocznica kolejowa. Widać ogromny ruch; w długich szeregach stoją furmanki naładowane zbożem i kartoflami. Zwracamy się do jednego ze starszych gospodarzy. Po namyśle pomału odpowiada: Jest z gromady Dminin, gminy Gołąbki — nazwisko Niewęgłowski Antoni — przywiózł dziś 6 metrów kartofli — we środę dostarczył 7 metrów — resztę będzie się wozić niedługo — dodaje.
Cichosz Wiktor z Sienciaszki III-ej, gmina Łuków, dostarczył 27 metrów kartofli — to jest 100 proc. Z 3 i pół metra zboża przywiózł już l metr 57 kg — gospodarstwo jego liczy 3 ha. „Mamy urodzaj w tym roku — mówi Cichosz — przez cały dzień młóciłem z chłopakiem i wymłóciłem ćwierć metra, gdy powinienem mieć przynajmniej 2 metry ziarna — miotła wdarła się w zboże”, Do podstawionych wagonów kolejowych ładują kartofle. W magazynie zbożowym skarżą się na brak ludzi — ostatnio ruch się zwiększył, a szczególnie, duży jest w czwartki, dzień targowy. Np. wczoraj zwożono zboże do godziny 23 ej, urzędnicy pracowali od czwartej rano.
Gospodarze spieszą się teraz z dostawą kartofli — jeśli do 10 listopada dostarczą ziemniaki, zapłacą im za nie z premią. Poprzednio płacono za 1 metr po 9 zł, obecnie po 39 zł. Opuszczamy” Łapiguzy — jedziemy dalej.
Pierwszą osadą, którą mijamy w naszej wędrówce, jest Czerśl. Gromada dała 40 proc. świadczeń —‘opornych nie ma wcale; Miły i rozmowny sołtys, Borkowski (dostarczył 80 proc, świadczeń) jest pełen ochoty i zapału do pracy. Czerśl jest jedną z najlepszych gromad powiatu — „przywieźliby jeszcze więcej — mówi sołtys — ale furmanki są teraz potrzebne, bo budujemy szkołę” Starosta obiecuje sołtysowi uruchomienie wiatraka i premię, co wywołuje prawdziwą radość.
Następna gromada, którą odwiedzimy Józefów należy do najsłabszych. Odwiedzamy kilku opornych, których pod groźbą kary zobowiązujemy do dostarczenia świadczeń w dnia następnym.
W gminie Tuchowicze, liczącej 14 gromad zatrzymujemy się nieco dłużej Oglądamy wykazy, z których wynika, że najlepsze są gromady: Kieszków — z 304.11 metrów- wyznaczonych dostarczył 101,31; Sarnów — z 476 m — 120 m; Tuchowicz— z 312 metrów — 94 m itd.
W Tuchowiczu przy okazji zwiedzamy miejscową szkołę powszechną. Gromada dzieci otoczyła naszego Willisa i ogląda i go ze wszystkich stron — naprzeciw nam wychodzi kierownik szkoły w alianckim i mundurze. „Obywatel z niewoli? — pytamy. „Przyjechałem z zachodu z obozu, i niedawno jestem tu kierownikiem, ale wszystkie bolączki szkoły już znam” — mówi nam kierownik. Ciekawe, że do tak zapadłego kąta dotarł już Polak, który . przyjechał „z tamtej strony”.
Szkoła, licząca 300 uczniów i uczennic, nic ma odpowiedniego pomieszczenia, brak jej też opieki lekarskiej. Z 8 oddziałów tylko 3 klasy są jako tako znośne. Mimo to frekwencja w szkole jest i sięga 80 proc. Szkoła, w Tuchowiczach jest jedyną 7-klasową szkołą w powiecie. Rodzice ustosunkowali się dobrze do szkoły: sami dobrowolnie postanowili płacić po 30 zł miesięcznie za dziecko,aby w ten sposób pomóc szkole. Obecnie zagraża brak opału, ale jest nadzieja, że przy pomocy gminy kwestia ta zostanie pomyślnie rozwiązana. Zaglądamy do klas. W oddziale siódmym uczniowie trudzą się nad jakąś klasówką z matematyki, w pierwszym — jasne i ciemne główki pochylają się nad zeszytami, gdzie mozolnie i pracowicie małe paluszki piszą cyfry (dziś akurat szóstkę), albo rysują „glusecki”. Kierownik skarży się na brak podręczników i pomocy naukowych, a nawet ławek szkolnych. Starsze klasy zamiast książek do języka polskiego używają tygodnika „Wici”. Szkoła w swoich możliwościach stara się zdobyć potrzebne fundusze, urządzając imprezy. Np. dziś Witają nas plakaty, pisane dziecinną ręką: „Spiesz z fantem na loterię”. „Fanty składać w klasie siódmej”. Daje się odczuwać wielki brak sali rekreacyjnej — dzieci uczą się w różnych godzinach, na trzy zmiany i nic mają gdzie czekać na rozpoczęcie lekcji. Pełno małych obywateli kręci się po schodach, siedzi we wszystkich kątach. Wychodzimy ze szkoły. Żegna nas plakat, wzywający do pracy w PCK — „Popieraj pracę koła PCK” i chóralna modlitwa, dochodząca zza drzwi jednej z klas: „Dzięki Ci Bożę za światłość tej nauki”…
Nasz wierny Willis porywa nas dalej. Zatrzymujemy się w gminie Stanin, która oddała 29,6 proc. świadczeń zbożowych oraz- 20 proc. ziemniaków. I tutaj skarżą się na brak ludzi do pracy biurowej. Zwiedzamy młyn, który idzie pełną parą, mieląc zboże pochodzące ze świadczeń.
Następny postój — gromada Kosuty-jedna z najsłabszych w powiecie.
Mamy szczęście, w gminie Ciechomin natrafiamy na zebranie sołtysów — dzięki bezpośredniemu kontaktowi dowiadujemy się dużo ciekawych rzeczy. Gmina liczy 25 gromad, z których sołtysi i podsołtysi stawili się licznie. Padają liczne pytania, dotyczące różnych kwestii, a to jak z premiami, jak z kwitami za zdano zboże itp. Ciechomin dał tylko 11i pół proc. świadczeń — starosta zabiera w słowach prostych, jędrnych wytykając zebranym nieobywatelskie stanowisko Sołtysi tłumaczą się klęską gradobicia, deszczami; ale w końcu przyrzekają zmiennie poprawę, przyrzekają nakłonić podległe sobie gromady do energiczniejszego dostarczania świadczeń.
Wpadamy jeszcze do gminy Prawdy, składającej się z 30 gromad, które świadczenia rzeczowe złożyły w 15 proc., ale obecnie sytuacja znacznie się poprawiła — w jednym tylko dniu wczorajszym Prawda dała 10 ton. W tej gminie wójt wziął się ostro do roboty: 26 opornych podał do milicji, a 2 do starostwa
Ostatnim etapem naszej podróży dzisiejszej — jest miasteczko Stoczek. Już przy wjeździe do Stoczka widać ruch: buduje się nowe domki — robotnicy raźno się uwijają wśród jasnych, pachnących jeszcze i żywicą desek. Miasteczko niewielkie, bo liczące 2.200 mieszkańców, leży na granicy powiatów: mińsko-mazowieckiego, siedleckiego i garwolińskiego, a na końcu łukowskiego. Stoczek sprawia bardzo miłe wrażenie: jest czysty i miły.
Dobry stan miasta i ciągłe ulepszenia są całkowitą zasługą jego burmistrza ob. Mieczysława Lutego. Teraz właśnie oprowadza nas z uśmiechem i dumą po swoim małym królestwie i wszystko o nim opowiada. Stoczek wywiązał się bardzo dobrze ze świadczeń rzeczowych — dał 67 proc. Budżet miasta wynosi w tym roku 2 miliony 200 tysięcy złotych, a plany na najbliższą przyszłość są zakrojone na szeroką skalę. Rozplanowano zabudowę miasta, za 2 tygodnie ruszy elektrownia. „Chciałbym skanalizować Stoczek” — mówi burmistrz Luty — „ale na razie jest to niemożliwe, same plany kosztują pół miliona złotych — ale mimo wszystko muszę to zrobić?” — dodaje z zapałem. „Zresztą wszystko zaczynaliśmy z niczego, aż ręce opadały, a dziś nie jest znowu tak źle!”. Ostatnio otworzono gimnazjum, w którym uczy się 140 uczniów, zorganizowano gimnazjum dla d0rosłych (ma już 50 słuchaczy), są szkoły powszechne i przedszkola. W najbliższym czasie ma nastąpić scalenie działek budowlanych — w tym celu przyjedzie specjalna komisja. Stoczek posiada własną świetlicę miejską i bibliotekę.
Burmistrz uruchomił rzeźnię miejską która doskonale pracuje, dając około 20 tys miesięcznie dochodu. Stoczek ma około 100 przedsiębiorców handlowych. które pracują solidnie. Stoczek utrzymuje żywy kontakt z Warszawą, ku której ciąży coraz bardziej. Przy gimnazjum istnieje Związek , Harcerstwa Polskiego, WF i PW Straż pożarna w Stoczku stoi także na wysokim poziomie, ma własny wóz. około 100 metrów węża strażackiego i ponad 100 tysięcy zł. w gotówce. Za te pieniądze kupuje się potrzebne rekwizyty. Zamówiono też sztandar, którego poświęcenie nastąpi w najbliższych dniach.
Z tego wszystkiego widać, że burmistrz Luty jest naprawdę dobrym gospodarzem – dba o swoje miasto, jak o kochane dziecko. Nosi się z zamiarem napisania monografii Stoczka — podobno materiału ma bardzo dużo. Stoczek, chociaż nieduży, może służyć za przykład innym miastom.
Wielkie zasługi w naszej wędrówce oddał nam kierownik wydziału aprowizacji z Łukowa ob. Basiński. Umiał on tak dobrze, prawdziwie po chłopsku, przemówić do gospodarzy — rozumieli go i przyznawali rację. Jest to naprawdę właściwy człowiek na właściwym stanowisku.
Ze Stoczka powróciliśmy do Łukowa – wyruszamy znowu w teren na dalszą wędrówkę!
Gazeta Lubelska 250,251,255/1945
Dodaj komentarz