II wojna światowa – Gęsia Wólka
Na skraju lasu przy drodze do Gęsiej Wólki powiewa polska flaga. Wskazuje miejsce gdzie 31 marca 1944 roku Niemcy rozstrzelali 3 żołnierzy Armii Krajowej
dwóch nauczycieli Władysława Mazura i Stanisława Pisulę oraz gajowego Kazimierza Wiśniewskiego.
Opowieść mieszkańca Gęsiej Wólki pana Sochackiego wysłuchana przez Magdalenę Bilską i Jacka Kruka w październiku 2014.
„To było tak, że było oskarżenie Wiśniewskiego w Żelechowie. Pisula uczył na Starej Hucie. Drugi Mazur uczył na Stryju, na Gęsiej Wólce uczył Szast, Julian Szast.
Pojechali po tego nauczyciela na Starą Hutę – nie ma go. Sołtysem był Grala i powiedział, że on się na Gęsiej Wólce stołuje, a oni się tu we czterech stołowali. Obiady szykowała im gospodynie Beczkowa. Zawsze byli umówienie na godzinę pierwszą i zawsze się wszyscy schodzili na tą godzinę. Pisula przyszedł na Gęsią Wólkę na ten obiad, przyszedł i Mazur ze Stryja, a Szast był załatwiać jakieś sprawy urzędowe jako nauczyciel. Wiśniewski był leśniczym zagajnika Zadybskie. Zjedli obiad i gospodyni powiedziała im żeby zrobili kaszę na obiad. Najpierw chcieli się przespać. Położyli się na łóżku w poprzek wszyscy trzej, a gospodyni poszła do domu.
Jak Niemcy jechali od Starej Huty i z Żelechowa taki furman był Stodulski, na dwa konie, na gumowym wozie. A wtedy gumowy wóz mieli tylko Niemcy. Wiezie ich tutaj. Na Starej Hucie wziął Smolika czy kogoś żeby pokazał drogę, bo nie wiedzieli gdzie. Przyprowadził ich tutaj, bliżej tych stodół i kazali mu się wrócić. Wjeżdżają tu we wieś, a Majek Stanisław szedł od kolegi Stefana Skwarka. „Siadaj” usłyszał. Minął tylko tą kapliczkę, Niemiec jeden wyskoczył, on siadł. Niemiec mówi „Pokaż gdzie jest szkoła”. A on wiedział o wszystkim, bo ten Majek też był partyzant. Pokazał im najpierw na sąsiada Babiucha, nie chciał pokazać szkoły od razu. Majek liczył, że oni oknem to wszystko widzą, a oni się położyli na łóżku i wszyscy trzej spali.
Pokazuje na Babiucha, tam Niemiec raz wpada. A tam kowal był i był mały dzieciak i gospodyni. Niemiec wyskoczył. Majek pokazał na sąsiada. Niemiec tam wpada – też nie. Miał pistolet w reku i uderzył Majka w twarz. Ten zalał się krwią i dopiero pokazał na szkołę. Jeden Niemiec został z nim na drodze, a dwóch czy trzech wpadło do środka, a oni spali.
Najpierw wyprowadzili Mazura i postawili go razem z tym Majkiem i z tym wartownikiem, a wartownik to był policjant granatowy. Kazał Majkowi uciekać. Majek jak szedł to jak nie na swoich nogach, bo był pewny że zginie. Odszedł niedaleko, skręcił w podwórko i uciekł za stodołę zadowolony że żyje. A oni… Wiśniewski to się rzucił na Niemców. Ci zaraz związali miażdżyca uogólniona ręce w tył w kajdany. Wyprowadzili ich przed szkołę – Wiśniewskiego i Pisulę – mieli ręce związane. Wyglądałem na to oknem, jak oni szli. Pisula smutny był, płakał. Mazur szedł swobodnie, to był porucznik. A Wiśniewski wzrostu był niedużego, włosy miał kędzierowate i się wyszarpywał. Prawdopodobnie jak tylko wyszli ze wsi to on szedł i sobie śpiewał „Jeszcze Polska nie zginęła i zginąć nie musi, jeszcze Hitler do góry nogami wisieć musi”.
Niemcy tylko zębami zgrzytali. Szli tędy, doszli do tego gościńca i doszli pod krzyż.
Wiśniewski powiedział, że sobie życzy pod tym krzyżem zginąć. Mazur powiedział „Kaziu chodź dalej, nie róbmy ludziom trwogi, bo tu za dużo na oczach ludzkich”. I poszli.
Poszli na drugą górę i tam dalej nie idą. A tam 10 metrów może niecałe, było pięciu partyzantów, kolegów ich – byli Stefan Skwarek, Marciszka Bolesław, Stefan Beczek, gajowy Trela i jego syn. Mieli rkm. Leżeli w okopie i chcieli się rzucić, jak ich tam torturowali. Gajowy Trela to był adiutant artylerii, oficer z 1939 roku. I on nie pozwolił, no bo co zrobią Niemcy! Bardzo dobrze zrobił, że nie dał, bo jechały posiłki. Porozumieli się przez radiostację i z Podosia jechali Niemcy. Z Miastkowa też Niemcy jechali. Zaczęli torturować, dobrze że ten Trela nie dał ich odbić, bo te młode Marciszka i Skwarek gałęzie gryźli! Parę metrów dalej zabijali ich przyjaciół.
Jak Niemcy odjeżdżali to oni jeszcze żyli. Niemcy kazali furmanowi przejechać po Wiśniewskim. Furman potem jak opowiadał to płakał „Nieprawda, po nogach mu przejechałem koniem”.
Zaraz zleciało się dużo ludzi na oględziny. Poukładali ich tam mniej więcej gdzie ten pomnik stoi. I pojechała Beczkowa i ze Stryja Korysiowa pojechały do Puław do komendanta Petersona i on dał zezwolenie żeby ich zabrać, bo rozkaz był zakopać na miejscu. Chyba ze trzy dni tam leżeli. Nocami stała warta. I w tym miejscu jest właśnie ten pomnik.
Później Kozak Klemens pojechał furmanem, przywiózł wszystkich trzech do szkoły. W szkole leżeli jeszcze przez parę dni. Porobili im trumny i pochowali w Okrzei”
Upamiętnieniem miejsca śmierci i pochówku partyzantów z Gęsiej Wólki zajęli się państwo Cegiełkowie. Dzięki ich staraniom w miejscu śmierci stanął głaz, w kościele w Gęsiej Wólce zawisła tablica pamiątkowa, a także odnowiono grób partyzantów na cmentarzu w Okrzei.
O działalności państwa Cegiełków w artykule tygodnika Echo katolickie
Dodaj komentarz