Pamiętniki chłopa…ze Zgórznicy
W 1935 roku nakładem Instytutu Gospodarstwa Społecznego wydano „Pamiętniki chłopów”. Zbiór 51 osobistych zapisków chłopów z całego kraju odbił się szerokim echem w ogólnopolskiej prasie. Pamiętniki poprzedzała wnikliwa analiza sytuacji polskiej wsi i ciężkiego losu chłopa w dobie kryzysu.
KONKURS
Kiedy Instytut Gospodarstwa Społecznego ogłaszał konkurs na pamiętnik nikt nie spodziewał się, że spotka się on z takim zainteresowaniem – napłynęło prawie 500 prac z terenu całego kraju. Wśród 51 opublikowanych tekstów znalazł się jeden z powiatu łukowskiego.
(…) podkreślić teraz musimy nową i doniosłą inicjatywę zasłużonego Instytutu, który kontynuując w dalszym ciągu swe prace i zamierzenia, przystępuje obecnie do wydania „Pamietniki Chłopa”.
Ze wszystkich okolic Polski odzywają się głosy o bardzo ciężkiem położeniu ludności wiejskiej, zarówno osiadłej na roli i posiadającej warsztat pracy na własnym kawałku ziemi – ale warsztat, który nie daje dziś dostatecznego utrzymania jak i ludności bezrolnej, która przez lata ubiegłe wychodziła ze wsi za pracą do miast lub za granice, a dziś wobec ciężkiego położenia zarówno w kraju jak i w całym świecie, wraca do wiosek rodzinnych, tam nie znajduje zarobku, a tylko czeka je nędza.
Instytut Gospodarstwa Społecznego powziął zamiar opracowania rzetelnego obrazu tego ciężkiego położenia ludności małorolnej i bezrolnej w całej Polsce.
Mamy w rękach ulotkę w której Instytut apelując do ludnosci wiejskiej wyszczególnia to wszystko co w takim pamiętniku powinno być opisane.
Szczególny nacisk kładzie na jaknajszczerszy opis całego życia, jaknajwierniejsze zobrazowanie prawdziwej doli chłopskiej. Apeluje do rolników i do bezrolnych. Ulotka ta kończy się następującymi słowami:
„Jeszcze raz powtarzamy: piszcie szczerze, od serca, tak jakbyście opowiadali troski swoje najbliższemu przyjacielowi i nie sądźcie, że to ma być jakaś statystyka, jakiś spis urzędowy mający służyć w przyszłości do obliczeń podatkowych.
Nam, którzy się do was zwracamy, chodzi o co innego. Nadesłane przez was obszerne,szczere, rzetelne opisy, pamiętniki, opowiadania o waszem własnem życiu będą wydrukowane w wydaniu zbiorowem i dadzą ta wierny obraz dzisiejszego położenia ludzi pracujących na roli i żyjących we wioskach polskich.
Taki obraz jest potrzebny i pożądany aby w społeczeństwie inni ludzie wiedzieli, jaka tam nędza trapi tych co w pocie czoła pracują na swojej roli, niedojadając z dziećmi lub żądni zarobku daremnie poszukują w chwili dzisiejszej.Wasze opisy będzie rozpatrywało parę osób, którym na sercu leży los pracownika polskiego borykającego się z losem swoim na wsi i przysądzi dobrym opisom nagrody. Najlepsza praca otrzyma 100 złotych nagrody, dwie następne – po 50 złotych, jeszcze dalsze osiem po 25 złotych”.
Takie przedsięwzięcie to jest potrzebne i pożyteczne albowiem powtarzamy raz jeszcze, że „Pamiętniki” nauczyć powinny nas i przyszłe pokolenia jak życie ulepszyć i poprawić by takie bytowanie jakie opisują bezrobotni i wiejscy nędzarze, nigdy nie były już udziałem żadnej jednostki, która miano człowieka i członka społeczeństwa nosi.
Dzień Dobry nr 294/1933
AUTOR
Pamiętnik z powiatu łukowskiego jest niezwykle interesujący. Prezentuje subiektywny obraz świata przed I wojną światową i w okresie międzywojennym, czyli czasów, których nasi żyjący przodkowie już nie pamiętają. Pamiętnik jest też niezwykle wartościowym zapisem historii rodzinnej, losów autora i jego rodzeństwa, które z pewnością dało początek bardzo licznej rodzinie rozsianej po bliższej i dalszej okolicy.
Warto się pokusić o zidentyfikowanie jego autora.Taki tekst byłby z pewnością wspaniałą pamiątką dla jego potomków.
Kim więc jest autor Pamiętnika nr 21 ?
1. Z treści wynika, że mieszka on w Zgórznicy – ” i tu w Zgórnicy młodzież urządza zabawę (…)”
– tak więc jego poszukiwania można zawęzić do parafii Stoczek Łukowski.
2. Piszący pamiętnik ma na imię Stanisław
– „to weźta Stacha i odjeżdżamy we troje„.
3. Jedną z najbardziej istotnych informacji, które pomogły w identyfikacji autora był, z pozoru nieistotny fragment dotyczący jego siostry: „Weronka (…) tam się poznała z Piotrem (…)po weselu swagier wrócił nazad do ogrodnika (…) na drugi rok wybuchła wojna (…)”.
W dostępnych na szukajwarchiwach.pl Aktach Stanu Cywilnego parafii Stoczek należało więc szukać, tuż przed wybuchem I wojny światowej, ślubu Weroniki i Piotra.
21 listopada 1913 roku w związek małżeński wstępują Piotr Zadrożny i Weronika Czerniawska – córka Wojciecha i Marianny Kluski.
4. Autor podaje imiona licznego rodzeństwa w kolejności urodzenia: „Franka, Weronka, Franciszek, Baśka, Stacho, Walek, Michał, Józef, Władek i Róźka„.
Należało więc zweryfikować, czy znaleziona wcześniej Weronika Czerniawska mogła być siostrą pozostałych wypisanych w pamiętniku osób.
Z aktu ślubu wynika, że w 1913 roku miała ona 18 lat – urodziła się w 1896 w Zgórznicy.
Należało więc przejrzeć wcześniejsze i późniejsze akta urodzeń i szukać jej starszej siostry i młodszego rodzeństwa.
W aktach metrykalnych znalazłam dzieci Wojciecha i Marianny z Klusków Czerniawskich – Franciszkę urodzoną w 1891 roku, wspomnianą już Weronikę (ur. 1896), Franciszka (ur. 1898), Barbarę (ur. 1899), Stanisława (ur. 1901), Walentego (ur.1903), Michała (ur.1904), Józefa (ur. 1907), Rozalię (ur. 1910). Nie udało mi się znaleźć jedynie Władysława.
Tak więc z analizy pamiętnika i dostępnych w internecie ksiąg metrykalnych można bez wątpienia stwierdzić, że autorem jest Stanisław Czerniawski, urodzony w 1901 w Zgórznicy, syn Marianny z Klusków i Wojciecha Czerniawskich.
Dodatkowym potwierdzeniem tego faktu, były znalezione przeze mnie później wyniki konkursu na pamiętnik chłopa, w którym Stanisław Czerniawski otrzymał nagrodę 25 złotych.
PAMIĘTNIK NR 22
Gospodarz współwłaściciel na niepodziolonem piętnastomorgowem gospodarstwie w pow. łukowskim
Zaczółem pisać tylko o sobie i jak już się bardzo zamyślałem to aż mi dziwno że jakby do pomocy przybył mi mój dawny ból i swojem zipaniem w kolanach jakby mi chce pomódz myśleć i opisować, a jak tak to we dwóch zacniemy od dziadka i z co więksego do dziś opisemy.Ojciec nas był synem włócnego gospodarza najstarszem z pośród sześciu sióstr i trzech braci i od młodości pracował w browarze tu pod Stoczkiem, który dziś nie istnieje, ożenił się, mieszkanie odgrodził u dziadka w sieni, matka z sosiedniej wsi była córką 21-morgowego gospodarza, a ze była z licnej rodziny już najmłodsą to jesce w panieństwie otrzymała sto rubli jako posag od swoich juz bardzo starych rodziców i wniosła je do ojca i od tej pory rodzice nasi mieszkali u dziadka w tej sieni i żyli z zarobku tego browaru, tak długo ze az dziadek z pomocą ojca wyposażyli wszystkie dzieci, dopiero wtedy ojciec otrzymał 15 morgów z wymówioną cęścią na dożywocie, ojciec opuścił browrar i wziął się za gospodarstwo i budowę.
Po ukończeniu budowy i spróbowaniu gospodarzyć ojciec zaniechał takiego gospodarstwa i wrócił na dawne miejsce, jako furman do browaru. Wreście podeszły wiek i osłabione zdrowie zmusiły ojca do opuscenia na zawsze tego browraru i wzięcia się za gospodarstwo i ubocne zarobki, których na kilka lat przed wojną nie brakło. W tem wyżej spomnianym casie i warunkach przybyliśmy na ten świat, licna rodzina, bo siedmiu braci i sześć siostry, troje umarło, zostało nas i żyje sześciu braci i ćtery siostry i to wszyscy dorośli. Mamy te piętnaście morgów lichej ziemi, ornej jest trochę więcej jak połowę, łąki niecała morga, reszta górki, jałowiec, krzaki, choina jako nieużytek. O spłacie niema mowy i nikt nie jest spłacony. Wedle nadesłanych wskazań opisać jak się żyje i jak gospodarzy nie mogę, bośmy wszyscy dorośli a przecie samego siebie od domowego życia nie wyłączę, są tu żonaci, kawalery i panny. Chociaż z co więksego opowiem jakieśmy się uczyli, które się ożeniło i jak i ile nas zostało w domu, kiedy nam było dobrze a kiedy źle. Imienia po starszemu: Franka, Weronka, Franciszek, Baśka, Stacho, Wałek,. Michał, Józef, Władek i Róźka, trzy starsze siostry matka naucyli w domu czytać drukowanego, Franciska zgodzili na pomoc pastucha do folwarku i tam panienka uczyła dzieci z poblizkich wsiów, pokryjomu przed ruskiem i on się uczył, ja co to opisuję, też chodziłem do tej szkoły przez jedną zimę, ojciec tam trochę zapłacił, Walek i Michał zgodzone były do pasienia u ludzi tak zeby ich i uczyć trochę, Józef tak samo pasał krowy u ludzi i uczyli go, wreście trafiła mu się służba u dwuch braci, którzy byli stelmachami i jego wyuczyli za stelmacha.
Władek i Róźka juz przy końcu wojny chodziły juz do polskiej szkoły, ale cóz niebyło dobrego ubrania, ani obuwia, o książkach trudno było pomyśleć, Walek na zimę jak móg tak zrobił jem trepki na drewnianych podeśwach, a nauczycielka widząc to modne obuwie podarowała jem pońcochy, i tak się skońcyło nase szkolenie. Franka się ożeniła z wdowcem bezdzietnem, którego znała jeszcze kawalerem, jak służył w folwarku i po weselu zabrał ją jako robotnik do Miłosny pod Warszawę. Weronka pojechała za Warszawę do ogrodników na robotę i tam się poznała z Piotrem i w jesieni za nią przyjechał. Po weselu swagier wrócił nazad do ogrodnika, aby się zgodzić i wrócić po nią, wrócił i mówi do matki, ogrodnik mnie prosił żeby mu przywieźć chłopca do obrzędu krów i innych posług. Matka — to weźta Stacha i odjeżdżamy we troje, matka mówią do ojca pomału się porozłazą nase dzieci. I tam zgodzony byłem 40 rubli na rok i życie. Na drugi rok wybuchła wojna, swagry oba na wojnę zabrane, tu ludzie z Warszawy wychodzą do ogrodników za robotą, źle trzeba wracać do domu, Weronka z małem dzieckiem, za jakiś rok wraca i Franciszka do domu z dwojma dziećmi i dokąd był ruski to brały pieniądze, a jak przyśli niemcy, to już źle, gospodarka ojca nie może nas wyżywić nawet do pół roku, ja poszłem do folwarku do pasienia bydła, ojcu koń się zmarnował, drugiego niema za co kupić, trzeba robić na krowach, a tu ziemia górzysta, najgorzej jechać na krowiem zaprzęgu, było niemożliwie, krowiny stare w roli umglewały z mlekiem zupełnie zostawiły, a tu dzieci małe. Weronka od dziecka poszła do młynarza za kucharkę, Francyna jedna dziewcynka umarła, od drugiej przysła do folwarku znów za kucharkę,. a dzieci zostały jako u babki, matka w płac, a tylem się swoich nawychowywała, teraz i cyje musę wychowywać, ja juz stara do małych dzieci niezdatna. Dobry pan pytał się zawsze czy ojciec ma jaką robotę w polu i zara dawał swoich koni, chociaż ich sam miał za mało do swojej roboty. Przy końcu wojny jeden śwagier powrócił z niewoli austryjackiej i zabrał Weronkę i jak może żyje we dworze jako fornal oczekując nieraz po kilka miesięcy na wypłatę, a do Franki nie powrócił śwagier, bo zginuł gdzieś tam pod Królewcem. Francisek juz do polskiego wojska posed na ochotnika, w ostatku ja jako poborowy i w tem strasznem odwrocie od Kijowa śpiewaliśmy, a jak przyjdą sute czasy i przysły te sute czasy tylko nie dla nas, po wojnie o teraz to już się biedzie nie damy, bośmy już przecie prawie wszyscy dorośli i jak kto mógł i ojcu pomagać w gospodarce i na zarobek chodzić, a jak się trafiło to i na służbę i tak na zmianę. W ostatku przy zmianie marek na złotówki wsie się zaroiły z zarobkiem, bo nikt pieniędzy nie chował i najmali ludzie do pomocy przy budowie do wyrabiania cegły, kopania rowów w łące, tak było ze co miał gospodarz sam zrobić jutro, to dzisiaj najuł i zrobił, a zamozni to nieraz kupowali towary niepotrzebne i ten ruch i zarobek ściągnął nas prawie wszystkich do domu i zarabialiśmy ubocnie, dokładaliśmy do gospodarstwa, kupiliśmy świń, było więcej gnoju, na polu juz się lepiej rodziło, tak ze mogliśmy się wszyscy wyżywić od wyrobu cegły z gliny, można było 5 do 6 złotych. Ja lubiłem robotę przy budowie z kamieni obór, chlewów i piwnic, co się wtencas cęsto trafiało, też sie zarobiło 5 zł. dziennie. Ojciec już w śmiertelnej chorobie kazał wybudować studnią w miedzy po stryju z chłopcami. Budowa prędko nieszła. Ojciec w oczekiwaniu tej pożądanej studni siedział to leżał na podwórku, a od nieprzykrzenia kazał wypuscać z obory już niezłego kastana i ten na każde zawołanie brykał po skórkę z chleba, bo najprzód trzeba było zrobić rury i to aż 28, potem znaleźć studniarza i śmierć zaledwie pozwoliła uraczyć się tą pożądaną wodą. Pieniądze potrochu się zaczynają kurcyć, a o zarobki jesce nietrudno, na wsi zarabiać to trzeba ciężko od świtu do nocy pracować. Tak zapracowany grosz musiał być korzystnie włożony w gospodarstwo. Paśliśmy już po trzech wieprzków do roku, jednego się zabijało dla siebie, dwa się sprzedało i wystarczyło na podatek, na ubranie i obuwie dla wszystkich i na gazetę gospodarską, nawet radyjo krystałkowe kupiliśmy i bronę fabryczną i pług Wentzkiego i dobrze. Krótka ta dobroć, bo wślad za pieniędzmy i zarobki giną. Franka podupadła na zdrowiu bo już niemłoda wróciła ze służby z folwarku, trochę grosa zaoscędzonego przyniosła. Walek mówi do Franki, wiesz co, zarobki teraz już kiepskie, mam trochę pieniędzy i ty mi dołóż to pojadę do Warszawy, na kurs szoferski i nauczył się za szofera, pieniądze wydał, o posadę trudno, trzeba iść nazad do domu i ledwo się dostał za szofera do tych znajomych panów, co się tu z folwarku wyprowadzili tam pod Kalisz i tam się ożenił i jakoś żyje. Przychodzi do nas Jasiek, po matcynym bracie i mówi — Ciociu możeśta słyseli, ze ta moja najmłodsa siostra już nie żyje. Tak słyseliśmy. Ona była zeniata z tem tylko bez parę izbów niedaleko i on spłacił jesce trzy siostry i wziął sześć morgów, mnie zostało też sześć morgów, o to źle ano trudno nie mogłem spłacić więcej. Nieboscka umarła po dziecku w śpitalu, dziecko żyje i oddane na wychowanie. Ona przed śmiercią jemu przykazała, zeby się ożenił w nasej familji, to juześmy obgadali i niema takiej do żenienia tylkoby ta u was, no i on mnie tu przydał i jak ciociu powiecie, mozeta przychodzić, jak nie będzie chciał Baśki to Rózię i juz zacyna się żenić z Baśką. Jasiek, ale ciociu ile wy dacie, bo on chce wiedzieć. A dyć po nieboscyku paręset złotych mam to dam, to zamało, no to Francisek ze służby ma trochę grosa to może na tysiąc dołoży. Jasiek dodał, on chce dużo więcej, przecie on ma i swoje sześć morgów, przecie wiecie ciociu, ze i ziemia to nie takie góry u nas jak tu u was, tam wszystko dobre. Po ślubie zara na drugi dzień już o rozwodzie się zaczyna, jego rodzeństwo straśnie lamentuje. Ten wdowiec pozycył tysiąc złotych u żyda 4 złote na miesiąc od sta proc., na chorość i śpital nieboscki, i lamentują a ty se wziął biedną, a za tamtą byś dostał pięć tysięcy, a zyd ci sprzeda za procent te sześć morgi, a tamte sześć morgi za wychowanie dziecka i ty z dziadami pójdzies, a może ona będzie miała tyle dzieci, co jej matka, może ona ma suchoty. W takim to lamencie przebyła kilka tygodni i wróciła do domu przez niczego. O zabranie ubrania pokryjomu, on wytoczył sprawę i przed sprawą postanowiliśmy Baśkę wygnać z domu i po wygnaniu jakoś się znaleźli i do dziś jakoś tam biedują. Józef później zacął z gajowego córką i ożenił się jeszce wpierw od Baśki i zył na komornem ze stelmachostwa. Ożenienie Baśki najgorzej odczuwała Róźka prawie już dorosła, bo jak później uznali doktorzy, że jej padło na mózg i ze dwa tygodnie maleńko co jadła i nic nie spała, ukrywaliśmy ją przed sąsiadami i niepodobno dalej żyć tak i doktór każe jechać do Warszawy i wieziemy ją z Franką, na stacji w Warszawie spotyka nas znajomy wyterynarz, o to siostra, tak to lepiej odrazu jedzcie do państwowego zakładu w Tworkach, to tam taniej się płaci i wójt niechciał zaradzić, mówi na matkę jest zapisane siedem morgów, to niech zapłaci i na tę opłatę sprzedaliśmy tego dobrego jesce po ojcu konia i dalej niema pieniędzy i musowo ją nic niezdrowszą zabrać i na rezykę w strasznej biedzie przyszła do dobrego zdrowia. Józef na drzewo i statki pozycył od Michała sto złotych, które zaoscędził z zarobków. Stelmachostwo było możliwe zara po wojnie, teraz stało się niewystarcające nawet na wyżywienie a nie na komorne, Józef postanowił jako na swojem za wsią w jałowcach jako pastwisku budować sam taką izbę z desek że łóżko zajmowało pół tej izby. Ja i Franciszek przydłużyliśmy tę izbę tyle co o kuchni, lepiąc z gliny i gałązek. Michał zacął nudzić, Józwa oddaj sto złotych bo mi potrzeba na ubranie, buty i machorkę. Ja ci nie zapieram, widzis sam i na mnie tylko te łachy co na karku i to dziurawe, koła się nie trafiają robić, innych zarobków sam wiesz ze niema: i z tej zgryzoty i nudzenia dostał widać rozstroju nerwów Michał i już dwa lata chodzi obłąkany i oberwany, przecie to chłop 26 lat, wstyd na całą rodzinę. Mozę kto pomyśli ze to nerwowe, ja tu odpowiem, ze chociaż by kto miał nerwy jak postronki mocne, to w naszych warunkach życia by mu się porwały i jako dług są te rodzinne daniny, które się tak wrażliwie procentują. Budynki mamy stare już próchniaste te po ojcu, w izbie mieszkamy w sześcioro wraz z matką, Franka z dorosłą już córką ma izdebkę zrobioną z komory, chlewek przy sieni, Józef z dwojma dzieci mieska w tej swojej izdebce w jałowcach, stodoła z jednym sąsiekiem i obora pod jednym dachem, mamy dwie krowy i kiepskiego konia, jedno prosię i kilka kur. Główne żywienie to kartofle, piece się i chleb, chociaż na ważniejsze święta, jest trochę i warzywa, jako okrasa dla wszystkich to mleko z którego i masło się sprzedaje co parę tygodni kilo.
Len tu się niechce rodzić, ubrania to i swojskiego niema z cego robić, a sklepnego niema za co kupić, tak się dodziera nawet to od święta na codzien, z dwojga podartych spodni robi się jedne, z obuwiem gorzej, buty podarte a w jednem ubraniu cy obuwiu nie możemy chodzić, bośmy nierównego wzrostu, a słodzi się to życie na wsi kradzieżą, zastępami drogi i rozbójstwem. Przycyna tego jest niechcenie biedować, rozpusta i brak zarobku i nieodpowiedzialność majątkowa. Taki wyrostek jak posiedzi w więzieniu, to się staje jakby ojcem, tylko nie żywi dzieci, a jego żywią takie wyrodki. Musę opowiedzić o swoich bólach i ostatniem przednówku i zarobku. W tą tęgą zimę zaczół mi straśnie dokuczać w kolanach reumatyzm stawoww i doktór mi przeznaczył lekarstwo zewnętrzne i wewnętrzne i w wełnę kazał okręcać kolana, żeby ciepło było i nawet prędko wyzdrowiałem, ale niedługo zara w lato ból się powrócił i znów dokucał, piniędzy niema na doktora, wełny tak samo, pomyślałem sobie jest jedyny prawie nowy kożuch, trzeba go wziąść do stodoły i na noc w ten kożuch nogi okręcać i nawet ból się widać kożucha bojał i ustępował i tu złodzieje się dopatrzyły i w biały dzień ten ostatni kożuch ukradły. W domu krzyk pocoś wyniósł kożuch do stodoły, pomyślałem sobie ja wiem poco i odtąd postarałem się trzymać psa. W tern ostatni przednówek po nasieniu, kartofli nic nie zostało, zboża ani ziarna już dawno niema, zarobku niema, pożycyć ani grosa ani prosa nie można, matka krzycą zatrać psa bo sami nie mamy co jeść, kury z głodu zdychają. Na te słowa zabrałem się na wieś, bo obiecałem przyjść drzewek szczepić, to może i na psa się kto trafi i sprzedałem tego psa za dwa złote, tak że jak minie przednówek to go odkupię, biedny psisko uciekał cęsto i z radości skakał, to się kładł pod nogami, aby go więcej nie daweć. Przednówek już minął, a tu dwe złote niema żeby go wykupić nazad, bo pies w dzisiejszych czasach jest bardzo potrzebny. W ten przednówek to już nam wszystkim groziła głodna śmierć, żeby nie Jasiek po stryju, który za niewielką spłatę miał kupione trochę żyta. Mówimy, — Jasiek pożyć nam tego z trochę żyta, a ja nikomu nie pożycę, bo to cały mój majątek, ja je sprzedam jak zdrożeje, no to i my ci oddamy po najdrożsej cenie, pożyć, i te półtora korca żyta poży-conego sprzedaliśmy i kupili kartofli i o tych kartoflach przeżyliśmy ten przednówek. Zarobek tego przednówka — przed same żniwa przychodzi do mnie z Wólki jeden gospodarz nawet to sołtys i mówi słyszałem, że ty mógłbyś zrobić piwnicę, ja buduję izbę i pod sienią chciałem zrobić małą piwmickę, toć ja przecie nie mularz, ale tu we wsi już parę robiłem i jakoś się nie rozwalają, no to przychodź, ale jak tu iść, niemam młota ani drążka żelaznego, to pożyć od kogo i zara przychodź, w południe było coprawda gorąco, ale ledwo zadźwigałem ten młot i drążek, patrzę kamienie nielupane, jak tu siły niema po kartoflach i zacynam, na drugi dzień gospodarz chory wddać od dźwigania, ja sam nic nie zrobię trzeba kogoś nająć, za trzy dni dokońcyliśmy, ja chcę dwa złote dziennie, a mnie już dawno chcieli zrobić za półtora złotego i pieniędzy musis trochę zacekać. We żniwa jeden dzień u dwuch gospodarzy za dopołudnie to dopiero tera na ten papier otrzymałem złoty a za popołudnie dostałem zara paczkę machorki, a przecież pamiętam jak miałem lat jedenaście, to w folwarku od zbierania kamieni na koniczynie zarobiłem piętnaście kopiejek, to mówią że wtencas było trzy paczki machorki, a dziś mam 32 lata i na trzy paczki machorki nie mogę zarobić. Niektóre zamożne chłopy ubiegają się za posadami cy urzędowaniem a to w charakterze ubocnego zarobku i najchętniejby rozporządzać jaką pcnsyjką. A biedniej-sym tłumacą ze trudno, czasy się mienią, jak trzeba to trzeba i za łyżkę jedzenia pracować, to nie do przełknięcia, przecie człowiek to nie pies, że mu się da zryć i on za to w rodzonem futrze i zimę i lato boso podwórza pilnuje. Wspomnę i zabawy, choć nie umiem tańcować. 15 sierpnia w Stoczku bywa odpust i tu w Zgórnicy młodzież urządza zabawę w pierwsym od szosy podwórzu. Zesłego roku idę z odpustu i tyle znajomych patrzy się na tą zabawę, skręciłem i ze znajomemi się patrzę na tę zabawę. A tu podchodzi do mnie jakiś nieznany z kijem i buch mnie z całej siły przez ucho, zemglony przewróciłem się i zagłusony ledwie wstałem i patrzę znajome widać z żalu odwrrócili się odemnie, jakby nie widzą bo byli bezsilni przeciw zgrai. Później się domyślałem, że to dopłata do kożucha, latoś wf ten sam odpust zabawa poszła daleko naprzód, bo ubawiono 18-to-letniego chłopca 27 nożami, tak że mógł sobie własnemi ocami obejrzeć swoje wnętrzności, drugi dostał jeden nóż aż do płuc i to się dzieje w biały dzień. Jakem był mały to mi takie sydermki dokuczały że z nich to można litanję ułożyć, a teraz śtraśnie nienawidzę słuchać o tem kryzysie, mojem zdaniem kryzys jest to ostatni wynalazek nadrozumu ludzkiego a spowodowany przez tą zmorę pieniężną i ten nadrozum ludzki zadużo sobie wynagradza i od zachodu rozwiał się ten kryzys prawdę po całym świecie i to aż wstyd wspomnieć, że fundamentem sama biedota i ci co pragną chleba dzisiejszego i taki fundament niedługo nie wytrzyma tego pięknego kryzysu. Do takiego życia i warunków jak niektórzy mamy na wsi koniecnie jest potrzebna wojna i zdobycie Syberji i tam wysłać nie tych za karę, a tych co dla nich byłoby za wielką nagrodę, a zbrodniarzy nie sadzać do więzienia, bo to ich jeszcze gorszy, może kto będzie czytał i nazwie to moje żądanie za odwrotne. I dlatego muszę kilka przysłowi spomnąć mądrych ludzi, które też odwrotnie wychodzą. Przed wojną mówił pan w folwrarku przy obrzucaniu kamieni na luźe kopy, za te kamienie przyjdzie czas że będziemy wino pić, a tu kamienie teraz wywieziono szarwarkiem i nawet wody nic pito, i że po dobrych drogach bogactwo przyjdzie, a tu widać zmyłka i puscona bieda i mówiono ze na wsi ludzie są zdrowsi, bo mają powietrze zdrowe, wiemy że ryba żyje w wedzie, ale nie wodą tak samo i człowiek, nie żyje w powietrzu chyba nie powietrzem. Mówiono i to, że od wszów więcej wojska zginęło jak od kul, to możliwe, ale wszy spowodowała wojna, tego to nie mówię, ze kto umarł z głodu i ze się chodzi nago, boby było kłamstwem, bo choć z buta widać dziurę, to nie nogę tylko onucę, a ze głód i chłód dużo działa to prawda.
Wam, którzy chcecie się zaznajomić z biedą na wsi i być jej przyjacielem zycę serdecnie abyście się nie stali bezsilnemi i może z żalu nie odwracali ode wsi, jak te moje znajome na tej tu zabawie.
Nie dla nagrody, nie dla ciekawości tylko wedle mojego bólu,, który jak o czem bardzo myślę gorzej mi dokucza, proszę choć o jedno słowo odpowiedzieć, czy ten list doszedł tamoj.
Dn. 19 października 1933 r.
Bardzo proszę rodzinę Czerniawskich o kontakt. Może udałoby się zilustrować pamiętnik rodzinnymi fotografiami i pamiątkami lub uzupełnić biografie członków rodziny wymienionych w książce.
***
Fotografie umieszczone w artykule są poglądowe i pochodzą z powiatu łukowskiego.
Dodaj komentarz