„Piorunujący list”, czyli złoty pociąg po łukowsku

Jest początek września 1939 roku. Nad Gołotczyznę koło Ciechanowa nadciągają wyprawy niemieckich bombowców. W tamtejszych trzech szkołach rolniczych – męskiej, żeńskiej i Liceum Gospodarstwa Wiejskiego im. J. Piłsudskiego – rozpoczyna się gorączkowe pakowanie szkolnego majątku do ewakuacji. Wśród spadających bomb nauczyciele układają w drewnianych skrzyniach kolejne skarby: pamiątkowe księgi, kroniki i dzienniki lekcyjne, pisane po rosyjsku dokumenty jeszcze z czasów carskich, akta osobowe pracowników, teczki z korespondencją, statut szkoły, stare zdjęcia, kilkanaście pieczęci, pomoce naukowe, bieliznę stołową i naczynia kuchenne, towary ze szkolnej spółdzielni, wreszcie drogocenny sztandar. Są tu również plany budynków i mapy geodezyjne majątku, przekazanego na potrzeby szkoły przez jej założycieli – A. Świętochowskiego i A. Bąkowską, a także piękny portret tej ostatniej w płóciennym pokrowcu.

Szkoła w Gołotczyźnie w latach 1938-39


Zapakowane skrzynie zostają dostarczone na stację kolejową i załadowane do pociągu ewakuacyjnego, który wyrusza najpierw na południe, ku Warszawie, a potem dalej na wschód. Ma wywieźć ludzi i cenny dobytek poza zasięg bombardowań, jak najdalej od zagrożenia, lecz te nadzieje okazują się złudne. Kiedy 4 września pociąg wjeżdża na stację w Łukowie, gdzie stoi już pociąg z rannymi żołnierzami przywiezionymi z frontu, niemieckie bombowce właśnie dokonują nalotu na łukowski węzeł kolejowy. Bomby spadają na pociągi pełne ludzi, raniąc i zabijając wielu z nich.
„Szpital św. Tadeusza, już i tak przepełniony żołnierzami z frontu, przyjął okaleczonych, zaszokowanych, zakrwawionych ludzi – opisuje te wydarzenia Eliza Giza. – Chorzy leżeli na noszach nie tylko na przepełnionych salach, ale także na korytarzach, w prywatnych domach, zajętych na ten czas klasach gimnazjum męskiego w Łukowie. Umieralność była duża, zaopatrzenie leki i żywność fatalne, brakowało środków opatrunkowych”.

W kronice szkoły w Gołotczyźnie zapisano, że tego dnia „od bomb zginęło 30 osób, wielu rannych odwieziono do szpitala. Z personelu szkoły nie zginął nikt. Zatrzymaliśmy się w pobliskim Trzebieszowie, w rodzinnym domu naszej koleżanki Winiarczykówny”. Jedną z nauczycielek rolniczej szkoły żeńskiej w Gołotczyźnie była bowiem pochodząca z Trzebieszowa Elżbieta Winiarczyk, córka byłego posła i senatora RP Feliksa Winiarczyka.

Elżbieta Winiarczyk

Jej stryjeczna siostra, Alicja Janina Winiarczyk, tak zapamiętała przybycie uchodźców do Trzebieszowa: „na początku wybuchu wojny ludność Ciechanowa razem z dokumentami tego miasta ewakuowana została do naszej wsi. Już na stacji kolejowej w Łukowie, potem po przyjeździe na miejsce przeznaczenia z niemieckich samolotów strzelano do nich i rzucano bomby. Oprócz wielu zabitych i rannych podczas wysiadania z pociągu zginął między innymi kilkunastoletni chłopiec – mieszkaniec Ciechanowa – Bronek Szyszkowski i miejscowy gospodarz, wyznaczony na „podwodę” dla ewakuowanych – Witold Wajszczuk” (pochowany na cmentarzu w Trzebieszowie, w chwili śmierci miał 29 lat).

Wkrótce po przybyciu uchodźców bomby spadają także na Trzebieszów, pomimo, iż we wsi nie ma linii kolejowej, wojska ani żadnych strategicznych celów. W szalejących pożarach znika całkowicie centralna część wsi od kościoła aż do cmentarnej drogi, płonie też rodzinny dom Elżbiety Winiarczykówny, znajdujący się w pobliżu kościoła. Niemieccy lotnicy nie tylko zrzucają bomby na budynki mieszkalne, ale również strzelają z karabinów maszynowych do ludności cywilnej, w tym do dzieci, zbierających w polu kartofle. Od postrzału ginie wtedy mieszkaniec Trzebieszowa Stanisław Chomicki, młócący zboże na podwórzu, a Stefanowi Kozłowi kule dziurawią daszek czapki. Dzieci, jak 13-letni Apoloniusz Szczygielski, uciekają z pola i chowają się pod drzewami na miedzy. „Chroniąc się przed nalotami, przez kilka następnych dni kryliśmy się w lesie lub polu, leżąc między rządkami ziemniaków” – wspominała Alicja Winiarczyk, wtedy 15-letnia.

Po zniszczeniu domu Winiarczyków skrzynie z dobytkiem szkolnym z Gołotczyzny zostają umieszczone w piwnicy szkoły w Trzebieszowie. Szkoła ta, egzystująca wcześniej w przejętym przez gminę trzebieszowskim dworze, ma od niedawna nową siedzibę. Dwór spłonął bowiem od uderzenia pioruna w 1934 r.

Stara szkoła w Trzebieszowie w 1933 roku. Z archiwum rodziny Szczygielskich.
Stara szkoła w Trzebieszowie po pożarze w 1934 roku. Z archiwum rodziny Szczygielskich


Szybko utworzono komitet odbudowy szkoły, zrobiono zbiórkę pieniężną i przystąpiono do odbudowy, w większości czynem społecznym. Już w 1935 roku gotowy był parter, a 3 lata później także piętro. Budynek wykończono w 1939 roku… lecz 1 września tego roku dzieci już nie poszły do szkoły. Zamiast nich zakwaterowano w budynku szkolnym uchodźców z Ciechanowa: trzy tysiące dorosłych i dzieci wraz z dobytkiem.

Komitet Budowy Szkoły w Trzebieszowie. Z archiwum rodziny Szczygielskich

 

29 września do Trzebieszowa wkraczają wojska sowieckie i zajmują szkołę. Rosjanie znajdują skrzynie w piwnicy, rozbijają je i rabują co wartościowsze i bardziej użyteczne przedmioty: naczynia, obrusy i sztandar z Gołotczyzny, a także ubrania i sprzęty po uchodźcach. Zabierają je ze sobą, gdy 5 października opuszczają Trzebieszów. Cztery dni później wieś zajmują Niemcy i również instalują się w szkole, niszcząc niektóre pracownie i pomoce naukowe. Na dachu szkoły budują tzw. „gołębnik” – punkt obserwacyjny p-lot. Do końca okupacji dzieci uczą się tylko w klasach na parterze, gdyż piętro zajmują niemieccy żandarmi.

Odbudowana szkoła w Trzebieszowie. Z archiwum rodziny Szczygielskich

 

Wzgardzone przez krasnoarmiejców rzeczy z rozbitych skrzyń, w tym szkolne księgi i dokumenty, zostają skrzętnie pozbierane i przeniesione na posesję starszej siostry Elżbiety Winiarczykówny, Marii Szczygielskiej. Dom Dominika i Marii Szczygielskich, dziś już nie istniejący, znajdował się za rzeką, na terenie dawnej Dworszczyzny (obecnie Trzebieszów Kolonia). Tam szczątki kolekcji zostają najpierw zakopane na podwórzu, a później – w trosce, aby nie zbutwiały pod ziemią – przeniesione na strych domu.

Spędzają tam dalszych 50 lat.

Nieistniejący już dom Marii i Dominika Szczygielskich

 

Elżbieta Winiarczyk, która po wojnie podjęła pracę w Gołotczyźnie, niejednokrotnie informowała dyrekcję, że jej rodzina wciąż przechowuje przedwojenne szkolne archiwalia. Jednak władze szkoły nie były nimi zainteresowane, a rodzina Szczygielskich nie miała możliwości, aby odwieźć te rzeczy pod Ciechanów. Mijały lata, zmieniali się dyrektorzy, starsze pokolenia nauczycieli odchodziły na emeryturę i pamięć o zabunkrowanym gdzieś na Podlasiu szkolnym archiwum pomału się zacierała.

Zaświadczenie dla Elżbiety Winiarczyk. Z archiwum rodziny Szczygielskich.

 

Po śmierci Elżbiety jej siostrzeniec Apoloniusz Szczygielski postanowił w końcu uregulować sprawę zalegających na strychu archiwaliów i 1 września 1993 roku wystosował list do dyrektora Zespołu Szkół Rolniczych „Bratne” w Gołotczyźnie. Pisał w nim: „Chciałbym poinformować Szanowną Dyrekcję, że mam w posiadaniu dokumenty i księgi trzech szkół z Gołotczyzny (…). Chciałbym nawiązać kontakt”. Ponieważ w międzyczasie zmienił się ustrój, zmianie uległo też podejście do dawnych pamiątek z czasów znienawidzonej przez komunistów „sanacji”. Toteż już 3 września ówczesny dyrektor Krzysztof Graczyk odpisał, że niezwłocznie wybiera się do Trzebieszowa i że list jest dla niego „wielką sensacją”. „Po jego przeczytaniu poraził mnie prąd” – wyznał później dziennikarzowi lokalnej gazety. Tym bardziej, że wśród społeczności nauczycielskiej utrzymywało się przeświadczenie, że wszystkie te rzeczy zaginęły bezpowrotnie (jedna nauczycielek wspominała: „ucząc w Gołotczyźnie zawsze słyszałam, że całe szkolne archiwum spłonęło podczas ewakuacji”). Dyrektor nie zwlekał więc ani chwili i 9 września przyjechał do Łukowa, lecz dokumentów okazało się zbyt wiele, by pomieściły się w jego polonezie. Reszta pojechała do Gołotczyzny kolejnym kursem.

Odpowiedź na list Apoloniusza Szczygielskiego. Z archiwum rodziny Szczygielskich

 

Po ponad pół wieku szkolne archiwalia powróciły wreszcie z wojennej tułaczki. 26 września 1993 roku zostały oficjalnie przekazane szkole; dyrektor Graczyk podziękował rodzinie Szczygielskich „za przechowanie tych bezcennych dla nas dokumentów”, zaś w wywiadzie dla prasy powtórzył, iż „była to dla całej kadry sensacyjna wiadomość”.

Przekazanie dokumentów. A. Szczygielski i K. Graczyk. Z archiwum rodziny Szczygielskich


O sprawie powrotu archiwaliów szeroko rozpisywały się lokalne gazety, nadając artykułom odpowiednio sensacyjne tytuły. Szczególnie poruszeni byli starsi nauczyciele. Lucyna Janik tak relacjonowała swoje pierwsze wrażenia z przeglądu odzyskanych eksponatów, których sam spis zajmował gruby plik kartek: „z niemałym wzruszeniem brałam do rąk przedwojenne dokumenty, które mimo tak dramatycznych doświadczeń przetrwały, choć nie ma już wśród nas tych, którzy je tworzyli i o nie się troszczyli. Przeglądałam dziennik lekcyjny z 1939 r., odczytywałam znajome nazwiska uczennic – koleżanek, ze wzruszeniem patrzyłam na ocalały portret Aleksandry Bąkowskiej, założycielki szkół jeszcze w zaborach”… Apoloniusz Szczygielski był nieco zaskoczony tym zamieszaniem, gdyż rodzina przez cały czas była przekonana, że szkole dobrze znane jest miejsce przechowywania dokumentów.

Gazeta Wyborcza dodatek na Mazowszu. 8.10.1993

 

6 maja 1994 roku, podczas obchodów 85-lecia szkoły, Apoloniusza Szczygielskiego przyjęto do Stowarzyszenia Bratniaków jako honorowego członka, a dwa lata później, 30 maja 1996 roku, czytelnicy „Zielonego Sztandaru” przyznali mu Order Wdzięczności Społecznej ’96 za to, że „wraz z rodziną zaopiekował się – w czasie wojny i po jej zakończeniu – dokumentami archiwalnymi szkół rolniczych w Bratnem i Gołotczyźnie” i „po 54 latach przekazał je bezinteresownie Zespołowi Szkół Rolniczych im. A. Świętochowskiego w Gołotczyźnie”. „Dzięki uratowanym archiwaliom poznawana jest historia tworzenia oświaty na wsi w czasie zaborów” – podsumowała gazeta.

Gołotczyzna – 85-lecie szkoły i nadanie honorowego członkostwa Stowarzyszenia Bratniaków. Rok 1994
Apoloniusz Szczygielski z żoną Eugenią

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Historia zatrzymanego w Łukowie pociągu ze skarbami, choć dramatyczna, po upływie połowy stulecia odnalazła pomyślne zakończenie.

Tekst: Małgorzata Szczygielska. Fotografie z archiwum rodziny Szczygielskich. Fotografie szkoły w Gołotczyźnie pochodzą z NAC.


Bibliografia:
Eliza Giza „Historia powstania szpitala św. Tadeusza w Łukowie”, maszynopis.
Jan Rzewuski „Parafia rzymskokatolicka i dobra ziemskie w Trzebieszowie w latach 1790-1939”, Warszawa 2017.
Alicja Janina Winiarczyk „Ponad dwieście lat rodzin Kucharskich i Winiarczyków”, Warszawa 1997, maszynopis.
Powrót po 54 latach. Odzyskano dokumenty ze szkół: Gołotczyzna, Bratne, Sokołówek”, Tygodnik Ciechanowski 15.10.1993
Sensacyjny powrót”, (O)światek, listopad 1993.
Czekały na III Rzeczpospolitą”, Gazeta Wyborcza, dodatek na Mazowszu, 08.10.1993

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.