Jeszcze nie miałam wypadku, żeby na motocyklu która urodziła – O porodach w Krzywdzie i Trzebieszowie w latach 50. i 60.

W 1962 roku tygodnik Polityka ogłosił konkurs na reportaż pod tytułem „Nazywamy ją Polską B”. Pierwsze miejsce swoim artykułem „Okolica Kawińskiej”, opowiadającym o pracy położnej Wiśki Kawińskiej, w Krzywdzie i Trzebieszowie, zdobyła znana pisarka i reportażystka Anna Strońska

Jeszcze do lat 50. na podłukowskiej wsi praktykowane były porody przy „babce”. Położnicom podawano wódkę z miodem na „powrót sił”, stosowano okłady z rozgrzanych cegieł „żeby się lepiej wszystko otwierało”, zapalano denaturat i trzymano kobiety nad płomieniem. Rodząca miała leżeć na łóżku, nieruchomo, wtedy dziecko szybciej się „wybijało”. Położną wzywano w ostateczności, gdy kobieta traciła przytomność lub dostawała silnego krwotoku.

W 1950 roku do Krzywdy trafiła położna Wiśka Kawińska. Początkowo została przyjęta przez miejscowych bardzo nieufnie. Jak opisywała w swoim artykule Anna Strońska: „(…) Lubelska wieś Krzywda skazała nową na milczenie. Gdyby nie miejscowy sklepik – skazałaby ją i na głód. Ów sklep spożywczy dysponował co prawda tylko jajkami, za to miał pewien walor zasadniczy: nie odmawiał sprzedaży. We wsi nikt nie sprzedałby nowej ziemniaków lub kwaterki mleka„.
Stopniowo, położna zyskała zaufanie i wzywano ją do najtrudniejszych przypadków, z którymi nie radziły sobie miejscowe babki.
Tak opisywała to Kawińska: „(…) Mnie z reguły wzywa się na ostatni dzwon. Lament, tłok w izbie, po dwie babki klęczą na łóżku. Czasem zdążę uratować i matkę i dziecko, chociaż pod oknami już się głośno modlą za konających. Czasem wchodzę za późno. Pamiętam śmierć trzydziestoletniej, zdrowej kobiety. Łożysko nie odchodziło, więc babka mocno pociągnęła za pępowinę. Przerwała, nastąpił krwotok. Do mnie tylko kilometr, a do babki pięć kilometrów drogi. Sama zapłakałam nad tą biedną ofiarą zacofania(…)”

Położną wsparł też miejscowy Urząd Stanu Cywilnego, który nie chciał wydawać aktów urodzenia bez jej zaświadczenia, a także proboszcz, który z ambony głosił przydatność Kawińskiej.

Swoje zawodowe perypetie położna opisywała w listach do dziennikarki:
„(…) nareszcie zawołali mnie w porę! Dziecko żywe, za to poród z przygodami. W domu ani nafty, ani świecy. Łuczywo chłop trzyma, kopci to, śmierdzi, ale zawsze świeci. Raptem, w trakcie wytaczania główki, rumor – ciemno. Chłop zemdlał. Zostawiłam rodzącą i dziecko, chłopa za nogi, wywlokłam z sieni, wiadro wody na łeb – zawołałam sąsiadkę, przyniosła światło, wykończyłam poród(…)”.

Wiśce udało się zjednać mieszkańców Krzywdy i okolicy. Przez trzy lata swojej pracy odebrała tam 93 porody – 5 w 1950 roku, 25 w 1951 roku i 63 w 1953 roku.
Później na terenie powiatu powstały izby porodowe w kilku miejscowościach W latach 60. położnice z Krzywdy rodziły głównie w Adamowie i Staninie.

W 1953 roku Wiśkę Kawińską przeniesiono na kolejną pionierską placówkę – do Trzebieszowa, gdzie otwarto izbę porodową. Tu także spotkała się z nieufnością mieszkańców. Od pokoleń kobiety rodziły w domach, w towarzystwie babek, więc po co to zmieniać? W przypadku kłopotów, zawsze można wezwać położną, albo dowieźć do niej rodzącą. Żeby zmienić podejście trzeba się było zastosować kilka forteli, w tym bezpłatne wyprawki dla pierwszych czterech noworodków, urodzonych w izbie. Po czterech miesiącach pracy, położna pisała:
„(…) tu też miały właściwie jak w domu, więc przestały wołać mnie do domów. W czystej pościeli wypoczynek lepszy, no i ta pewność, że się swoim leżeniem nikogo nie złości, że nikt nie spędza z łóżka do roboty. Wreszcie u mnie wikt lepszy, taniej kosztuje. Opłatę pobiera się według przychodowości rocznej. Która nie ma majątku, nic nie płaci (…)”.

Izba porodowa w Trzebieszowie obsługiwała sześć gromad: Trzebieszów, Nurzynę, Łazy, Kąkolewnicę, Jelnicę i Tłuściec – 25 wsi, oddalonych do 15 km. Jeśli szpital w Łukowie był przepełniony, karetki dowoziły rodzące nawet Domaszewnicy, Gąski czy Sarnowa.
Położnice dojeżdżały do porodu także własnym transportem – furmanką a nawet motorem.
„(…” jeszcze nie miałam wypadku, żeby na motocyklu która urodziła, bo i tą lokomocją dowożą, ale przynajmniej zdążyć zdążą i po takiej przejażdżce długo skutku nie czekam… Z wozami inna sprawa. razu jednego pod izbą krzyk! Wybiegam. Dziecko już urodzone, całe śniegiem pokryte. Ojciec tak się przestraszył, tak pędził konia, że ten śniegiem z kopyt sypał (…)”
W 1962 roku, Wiśka nie mogła narzekać na brak pracy. Na początku swojej kariery w Trzebieszowie, oglądała puste łóżka. Po kilku latach, położnice byłyby gotowe przyjechać z własnymi łóżkami, byle tylko u niej rodzić.
A jak wyglądała izba położnicza w latach 60.? W porównaniu z nowowybudowanym ośrodkiem zdrowia raczej skromnie. Brak było strychu i piwnicy. Pokój służbowy używano także jako spiżarnię. Większe zapasy, np. ziemniaków, trzymano u sąsiadów. Pralnia mieściła się na ganku. Sala matek teoretycznie mieściła pięć łóżek. Podobnie jak w całej wsi, do 1962 roku, w izbie nie było prądu. Przez krótki czas prądu dostarczał agregat, a po jego awarii dzieci ponownie przychodziły na świat przy lampach naftowych.



RokLiczba porodów
195218
1953131
1954181
1955206
1956234
1957252
1958266
1959261
1960214
1961180 (do 1 listopada)

Na początku lat 60. kobiety zaczęły się interesować świadomym macierzyństwem. O ile kobiety około 40 roku życia, rodziły „póki trzeba”, młodsze decydowały się na antykoncepcję czy też aborcję. W miejscowym sklepie klientki jako obowiązkowy dodatek, otrzymywały środek antykoncepcyjny, a poradnię świadomego macierzyństwa prowadził w Łukowie jeden z doświadczonych lekarzy.

Trzebieszowska izba porodowa uchodziła za najlepszą w powiecie.
Najbiedniejsza i najciaśniejsza…” tak ją zaprezentował przedstawicielom radzieckiej służby zdrowia i naszej stołecznej asyście tych odwiedzin kierownik wojewódzkiego wydziału zdrowia, dr Żelazowski. Duża to dla mnie pociecha. Stara już jestem, czterdziestka dobrze stuknęła… sto kilogramów żywej wagi, serduszko w łoju jak pani widzi, a przy tym prymitywie robota i odpowiedzialność podwójna.

Rozbudowa szpitala w Łukowie miała przynieść kres funkcjonowaniu porodówki w Trzebieszowie w dotychczasowej formie. Miał tam pozostać punkt położniczy.

Jakie były dalsze losy Wiśki Kawińskiej? Czy pozostała w Trzebieszowie? Czy wróciła w rodzinne strony, w Bieszczady?
Może ktoś potrafi dopisać dalszy ciąg tej historii ?

…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….

Wykorzystałam artykuł Anny Strońskiej pt. „Okolica Kawińskiej” z Gazety Krakowskiej 31/1962. Z niego pochodzą też archiwalne zdjęcia.
Fotografie współczesne od Małgorzaty Szczygielskiej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.