Panie Kochanku
Gminny sklep w Krzywdzie. Na półkach kakao, fasolka w słoikach,dżemy, różne słodycze, konserwy rybne, śledzie w beczkach. Na ladzie duży sześcian smalcu o konsystencji wodnistej bryndzy. Muchy łażą po resztkach pieczywa…
OBFICIE to ten sklep nie był zaopatrzony. Pod dostatkiem było wódek i win. W oczy rzucała się bateria tanich „Jabcoków” na czele z marką „Panie kochanku” za 33 złote. Wódki różne, od „Żubrówki“ po „Flagową”, czyli czystą z czerwoną kartką. Personel sklepu dba o zaopatrzenie w spirytualia, lecz jednocześnie wydaje walkę alkoholizmowi wywieszając napis: „W sklepie zabrania się picia alkoholu”. Dobre i to subordynowani klienci przestrzegają tego przepisu i wypiwszy „co trza” w plenerze, wracają na konwersację z sympatyczną sprzedawczynią.
Te rozmowy często zawierają akcenty żalu i pretensji: dlaczego nie można kupić w sklepie żadnej zakąski? Nam już zbrzydły rybne konserwy! Ekspedientka usprawiedliwia się: czasem jest wędlina… ale nie może być stale, bo przecież bez lodówki to zjedzą ją muchy i po paru godzinach zzielenieje.
Pal licho wódkoszy (termin ten po raz pierwszy w życiu usłyszałem właśnie w Krzywdzie — chyba od „piwoszy”) i ich kłopoty. Gorzej, że brak lad chłodniczych utrudnia sprzedaż rąbanki, masła, ryb i innych artykułów łatwo psujących się, które potrzebne są mieszkańcom wioski na co dzień, a nie do okazjonalnej bibki.
KOMÓRKI
– Nie mogę sprzedawać mięsa – mówi sprzedawczyni – nie tylko dlatego, że nie ma lodówki, ale przede wszystkim dlatego, że nie ma tu miejsca na rąbanie mięsa. Nikt mi nie dostarczy paczkowanej rąbanki, jak w jakimś warszawskim SAM-ie. Ten sklepik, widzi pan sam, ma jakieś sześć metrów na pięć. To klitka. Zaplecze prawie żadne. To jest jedna z izb chłopskiego domu, którą dzierżawimy. Jestem tu sama i wszystko jest na mojej głowie – sprzedawanie, przyjmowanie towaru, sprzątanie, bilansowanie utargów i latanie z kasą na pocztę…
Punktów sprzedaży detalicznej jest w gminie 37. Blisko połowa tych sklepików mieści się w lokalach wynajętych u gospodarzy. Od 1 m2 powierzchni sklepowej płaci się miesięcznie 13 złotych. Większość z nich to komórki, wyposażone w stare, niefunkcjonalne meble, urządzenia. Bez najniezbędniejszych wygód dla sprzedawcy.
Dąży się w całym naszym handlu do eliminacji sklepików obsługiwanych przez jedną osobę. I słusznie. Ale w gminie Krzywda 85 procent sklepów, to jednoosobowe. W 5-ciu sklepach dwuosobowych prowadzi się sprzedaż ciągłą (bez przerw) od 7 rano do 18 wieczorem. To jest coś!
Dopytuję się. jak w takich komórkach handluje się. Otóż jeden ze sklepów o powierzchni 48 m2 (łącznie z zapleczem) ma obrót ok. 400 tysięcy złotych miesięcznie.
– Teraz nieco odetchnęliśmy – mówi mi wiceprezes Gminnej Spółdzielni, MIECZYSŁAW MŁYNARCZYK – i możemy pozwolić sobie na lepsze wyposażenie sklepów. Już nie jesteśmy zmuszani do robienia oszczędności za wszelką cenę i na czym się tylko da. A wcale nie tak dawno robiono nam permanentne awantury o nadmierne koszty. Wypominano, że każdy sklep ma po jednej (maleńkiej) lodówce. Teraz chcemy, by w każdym sklepie były dwie czynne lodówki.
KUPILIBY RYBY, GDYBY…
– Dawniej – mówi mi pewien gospodarz z Patoka Starego – rolnikowi do głowy nie przyszło, aby kupować żywność w sklepia. Nie kupował nawet butów czy tkanin. Każdy robił je sam, a w zagrodzie tak się rządził, żeby mieć zawsze coś do zjedzenia. Teraz to gospodyni nie chce piec chleba, niektóre nie chcą nawet robić masła. Kupują w sklepie mąkę. kaszę…. Nikt, rzecz jasna, nie robi sobie butów, czy nie ślęczy w zimie nad samodziałem…
A jednak tradycyjne prowadzenie gospodarstwa domowego nie zanikło całkiem. Choćby masło — robią po domach. Do sklepów dostarczane jest masło dwa razy w tygodniu 1 szybko rozkupowane. I kilka osób skarżyło się, że dostawy są za małe. I teraz trudno dociec, co jest pierwotne: małe dostawy masła, bo robią w domu. czy też na odwrót? Dodajmy: wsie są tutaj bogate w mleko.
Nie można też robić porównań ze sklepami miejskimi i w innych asortymentach. Tylko dwa sklepy w gminie wytypowane są do sprzedaży drobiu. Miesięcznie sprzedaje się zaledwie kilkadziesiąt sztuk kurczaków. Dlaczego? Sprawa prosta: kilogram kurczaka kosztuje w sklepie 48 – 54 złote. Natomiast u chłopa można za 35 złotych kupić całego kurczaka czy kurę i to nawet 2,5-kilogramową, świeżutką!
Już dość dawno nastąpił przełom z pieczywem. Ludzie chcą je kupować w sklepach. Jeszcze przed dwoma laty bywały w gminie awantury, że brak chleba, że jest on nieświeży. W 1972 roku wybudowano w Hucie Dąbrowa nowoczesną piekarnię o wydajności 3 tony na dobę. I chleba jest teraz pod dostatkiem. Ale ludzie nadal grymaszą. Nie chcą kupić czerstwego pieczywa. GS musi przeceniać po 48 godzinach niesprzedany chleb — z 8 złotych na 4 złote za bochenek. Jeśli w ubiegłym roku „spisano” 1200 kg, to do końca maja br. już 3000 kg przeceniono. Kupili ten chleb gospodarze, ale trafił raczej nie na stół, lecz do chlewa, jako doskonała karma dla świń.
Z owocami i warzywami jest podobnie, jak z drobiem. GS stara się urządzić sklep owocowo-warzywny. Ale czyni te starania bez większego przekonania. Kupią? Intuicyjnie się wyczuwa, że gospodynie za dyshonor uważałyby kupienie w sklepie jabłek, śliwek, marchwi… A może to uważają za rozrzutność? I to nawet wtedy gdy nie mają w zagrodzie jabłoni czy zagonu z warzywami. A z drugiej strony lekarze stwierdzają, że na wsi spożywa się za mało warzyw i owoców, zwłaszcza dzieci mają za mało witamin.
Te gminy, które mają na swoim w dane artykuły. Jest również w Krzywdzie masarnia, więc jest również niezłe zaopatrzenie w mięso i wędliny. Gmina dostaje z rozdzielnika 5 ton żywca miesięcznie. Mięso to przeznacza się dla przedszkoli, stołówek szkolnych, zakładowych, restauracji itd. I byłoby kiepsko w indywidualnym garnku chłopa, gdyby nie owa masarnia, która przerabia mięso uzyskane z tzw. uboju gospodarczego. W 1972 roku, na gminny rynek dostało się tą drogą 30 ton mięsa. Ba, w styczniu i lutym były nadwyżki i sprzedano mięso sklepom w powiecie – MHD w Łukowie.
A tłuszcze? W 1972 roku poprawiło się znacznie zaopatrzenie w smalec 1 słoninę. Do tego stopnia, że GS dokonywał ich przeceny. Można się domyślić, jak ta słonina przeceniona wyglądała i jak pachniała. . .
– Z rybami – skarży się pewien gospodarz – to jest gorzej niż źle. Niby są, ale naprawdę :to ryb nie ma. Kupiłby człowiek dobrych śledzi, dobrych dorszy, halibuta, karpia. A Centrala Rybna przysyła nam do gminy same wybierki. Nasze sklepy, ja to sam sprawdzałem, zaopatrują się w sklepie CR w Łukowie. Jasne, że lepsze ryby ten sklep chce sprzedać sam. A ludzie u nas nie kupią byle ogona rybiego. Rezultat jest taki, że ryby te w gminnych sklepach śmierdną i idą na śmietnik zamiast na patelnię.
Podobnie jest z konserwami mięsnymi. Dobrych i poszukiwanych nie ma. Są natomiast konserwy warzywno-mięsne.. A na wsi nie nauczyli się jeszcze jeść czegoś takiego i… konserwy te leżą!
Wstępuję do sklepu w Okrzei – brakuje rowerów męskich. W innym sklepie brakuje znów lodówek. Dużego wyboru telewizorów też nie ma. Z drugiej strony widzę na półkach wyroby z bistoru, całkiem udane buty, elegancką bieliznę, sweterki. Więc różnie. Mówią mi w Krzywdzie: jest o wiele lepiej niż kilka lat temu, ale po wiele jeszcze artykułów trwałego użytku trzeba jeździć do powiatu, albo jeszcze dalej.
– W styczniu, panie — ktoś mi tłumaczy — to w sklepach prawie nic nie było. Ludziska przed Nowym Rokiem wszystko wykupili: telewizory, rowery, pralki, radia, ubrania i co tylko się dało. Bali się, że po Sylwestrze coś się zmieni. Chodziły słuchy, że będzie podwyżka cen, że będzie wymiana pieniędzy i wiele jeszcze innych plotek. Ze sklepów towary Jakby wymiotło.
I tak jest prawie rok w rok…
MALARZ NA ETACIE?
Dobitnym i wiele tłumaczącym przykładem jest punkt usług malarskich. Wychodzą tu mechanizmy i kulisy całej, sfery usług w Polsce gminno-powiatowej.
Jest w gminie 37 sklepów, są szkoły, kilka urzędów, przedszkola, biblioteka itd. Trzeba je co pewien czas remontować, a chociażby odmalować. Również część gospodarzy z pewnością reflektowałaby na takie usługi.
– Do remontowania samych sklepów i trzech restauracji – stwierdza M. MŁYNARCZYK – opłaciłoby się nam w GS-ie mieć stałego malarza. I chcę mieć choćby jednego. Tylko, że nikt nie chce przyjść do roboty. Ja mógłbym dać malarzowi 2,5 no może 3 tysiące złotych na miesiąc. A tymczasem taki malarz, jako osoba prywatna, oczywiście zarejestrowany, w ciągu, miesiąca może zarobić nawet ponad 10 tysięcy złotych. Klapa! Mogę tylko marzyć o otworzeniu punktu malarskiego, który świadczyłby usługi dla GS-u i dla ludności.
I z podobnych przyczyn trudno otworzyć punkty usług krawieckich, fryzjerskich i szeregu innych. W całym powiecie, w żadnej gminie nie ma punktu naprawy sprzętu gospodarstwa domowego.
W należącym do gminy Adamowie jest punkt naprawy radioodbiorników i telewizorów. Pracuje w nim trzech fachowców, a obsługuje cztery gminy! Przyjeżdżają raz, czasem dwa razy w tygodniu do Krzywdy i zabierają do Adamowa aparaty do naprawy. A podobno nawet to trudno było załatwić. I nie ma się czemu dziwić – trzech fachowców’(odliczmy ich urlopy, choroby itp.) obsługuje około 40 tysięcy mieszkańców.
– Zakładów usługowych – relacjonuje mi sekretarz KG, inż. WŁADYSŁAW BIAŁUCHA – jest 55 w gminie. Z tego 25 uspołecznionych i 30 prywatnych. Na przykład: szewskich: 1 uspołeczniony i 1 prywatny. Krawieckich również 1 plus 1. Jeden zakład ciesielsko-stolarski. Fryzjera w ogóle nie ma. Najwięcej jest prywatnych zakładów remontowo-budowlanych, bo aż dwadzieścia, ale rachitycznych. Utworzenie porządnego zakładu usług remontowo-budowlanych uważamy za jedno z najważniejszych zadań gminy. Mógłby, funkcjonować przy naszej betoniarni, przy Urzędzie Gminnym… Ale brak jest fachowców zwłaszcza do nadzoru. Inspektora do spraw budownictwa Urzędu Gminnego – pracuje od 1 maja 1973 roku – ściągnęliśmy aż z Katowic.
Dowiaduję się następnie, że w całej gminie jest jeden uspołeczniony zakład usług kowalsko-ślusarskich i jeden prywatny. Nie mogę uwierzyć! Przecież w całej gminie jest tylko kilkanaście ciągników, a do „obrobienia” 11 tysięcy hektarów użytków rolnych. Muszą przecież tabunami koni orać, siać, wozić. Dopiero potem, znów w gospodzie, wyjaśniają mi, że ów jeden kowal prywatny to facet z rozmachem i dlatego musi się zarejestrować. A kowali jest dużo po wsiach, tylko takich „cichych”.
Trudno jest więc dociec, kto i komu w gminie konie kuje, szyje . spodnie, układa, włosy, reperuje maszyny. Sąsiad sąsiadowi. A statystyki na nic się nie zdadzą i nie oddają stanu faktycznego. Dobrze nam z tym, mówią jedni, bo w uspołecznionych zakładach byłaby zaraz biurokracja, praca od godziny do godziny, kolejki i robienie łaski. A tak, to „po sąsiedzku”, szybko i sprawnie.
– Ale z drugiej strony – powiedzieli mi w Łukowie – są tacy którzy się skarżą na wysokie ceny wyśrubowywane przez pokątnych rzemieślników. W tejże Krzywdzie chcą mieć zakłady świadczące usługi motoryzacyjno-wulkanizacyjne, elektryczne, szklarskie, czy hydrauliczne. Pokątni majsterkowicze nie naprawią też telewizora, czy samochodu i nie dadzą na te usługi gwarancji. Tylko cały sęk w tym, co jest faktycznie potrzebne? I skąd wziąć do wioski, nawet gminnej, dobrych fachowców?’
Czy dalej w Krzywdzie i podobnych gminach usługi pozostają na pastwie losu, niezorganizowane?? Na to pytanie nikt nie udzielił mi przekonującej wypowiedzi. Tylko tyle że na liście 34 , „ważnych i potrzebnych” inwestycji, które pragną zrealizować władze gminne, wyczytuję: należy wybudować nieuciążliwe pawilony usługowe…
WŁADCA.
Faktycznym władcą gospodarczym gminy jest Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska”: Do GS należą wszystkie sklepy. Nie ma w Krzywdzie ani jednego sklepu prywatnego, ani też innej organizacji. GS prowadzi skup produktów wytworzonych przez rolników, zaopatruje ich w nawozy, maszyny, narzędzia.
W tak zwanych wsiach produkcyjnych funkcjonują sklepy wielobranżowe. We wsiach podstawowych, w których koncentrują się podstawowe usługi, wprowadza się specjalizację sklepów. Są więc osobno z odzieżą, osobno chemiczny, radiowo-telewizyjny itd., ale wszystkie pod szyldem GS.
Krzywdzieńska GS jest jedną lepszych w powiecie. W ubiegłym roku osiągnięto czystego zysku blisko 3 min złotych. Obrót roczny ok. 157 mln zł.
Dobrze gospodarzy, ale niestety braków jest cała masa. Choćby magazyn nawozowo-zbożowy. Mają tylko zasobniki na nawozy pod prowizorycznym daszkiem. Wygląda to jak jakiś kopiec na kartofle.
Spółdzielnia chce poważnie rozbudować swą bazę — postawić m. in.: mieszalnię pasz, wytwórnię wód gazowanych, pawilony handlowe. Spodziewa się uzyskać na lata 1974 i 1975 ponad 30 min złotych na te cele.
– Cale szczęście – mówi naczelnik gminy, mgr inż. MARIAN NICZYPORUK – że nasza współpraca z powiatem układa się dobrze. Rozumieją potrzeby, udzielają pomocy fachowej. Chcemy wszyscy jak najlepiej.
Stwierdzam naocznie, że są tych starań rezultaty W pobliżu dworca kolejowego koło przejazdu uwijają się robotnicy, pracują dźwigi. Ustawiane są betonowe słupy. Budują w centrum Krzywdy olbrzymi, jak na wieś, pawilon handlowy. Powierzchnia handlowa 830 m kw. Pomieści on całą „czwórbranżę” (obuwie, odzież, tekstylia i pasmanterię), a także spory SAM spożywczy. Koszt inwestycji — 5,5 min złotych.
Plac budowy powstał w 1973 roku i w tymże roku ma być zlikwidowany. Budowa pawilonu w ciągu roku – to jest coś, nie tylko na warunki gminne! Ale poczekajmy do jesieni…
W 1974 roku ma ruszyć budowa nowej wytwórni wód gazowanych. Koszt 6.5 min zl. Wtedy będą mogli w Krzywdzie zlikwidować starą walącą się wytwórnię.
– Zdajemy sobie sprawę – tłumaczy mi MIECZYSŁAW MŁYNARCZYK – z tego, że zwiększyły się wymagania w stosunku do wsi i rolnictwa. Wzrosły. Naszym zadaniem jest pomóc rolnikom w wywiązaniu się z tych zadań. Musimy coraz sprawniej dostarczać im to, co jest potrzebne do maksymalizacji produkcja a także zaspokajać takie prozaiczne potrzeby jak kupni świeżego pieczywa, roweru, butów, ubrania, naprawę telewizora
Jesteśmy pośrednikiem między krajem a zagrodą. I nie tylko kraj zwiększył wymagania, ale ł rolnik w zagrodzie… Musimy teraz działać naprawdę na najwyższych obrotach, by sprostać…
Andrzej Nałęcz Jawecki – Panie Kochanku [w] Życie Gospodarcze; 23/1973
Dodaj komentarz