Z dziećmi na ziemi łukowskiej :)
Od naszego powrotu z wycieczki po okolicach Łukowa minęło już kilka dni, urlop się skończył… to dobry czas na podsumowanie wyjazdu, napisanie kilku słów o tym co warto zobaczyć, gdzie warto być i jak zorganizować wyjazd w te piękne i nieodkryte jeszcze do końca tereny wschodniej Polski. Być może uda mi się tym wpisem obalić kilka mitów, o tym, że przecież „nie ma tu nic ciekawego”, że „z dziećmi to bez sensu jechać taki kawał drogi jak i tak nic tam nie ma” itd. 🙂 Być może uda się przekonać „miejscowych” do odkrywania piękna małej ojczyzny, a tych z daleka do spędzenia kilku dni w tych niezwykle urokliwych zakątkach, gdzie ciekawa historia kryje się niemal w każdej wsi…
Nasza wycieczka składała się z dwóch matek 😉 i trójki dzieci w wieku 3, 6 i 7 lat. Dla mnie był to kolejny (chyba 13 !) na tych terenach. Tym razem występowałam jednak jako organizator i przewodnik całej wyprawy. Każdy wyjazd z dziećmi rządzi się swoimi prawami, maluchom trzeba także zorganizować atrakcje, tak żeby nie zapamiętały takiego wyjazdu tylko i wyłącznie jako chodzenia po nudnych muzeach i kościołach 🙂 Wyjazd musiał być tak zaplanowany, aby każdy znalazł coś dla siebie.
Nowicjuszem na tych terenach była moja koleżanka z lat przedszkolnych – obecnie doświadczona przedszkolanka, która bez problemu „ogarnia” trzydzieścioro dzieci, więc i z naszą trójką, a momentami ósemką radziła sobie świetnie.
Naszą ekipę dopełniał mój siedmioletni Wojtek – niezwykle ciekawy świata, pasjonat militariów, dla którego nazwisko Kleeberg nie było całkiem obce. Wojtek był już wczesniej dwa razy na tych terenach, jednak był zbyt mały żeby zapamiętać coś więcej z poprzednich pobytów. Kroku dzielnie dotrzymywał mu sześcioletni Józek, który także interesuje się bronią, a jego marzeniem było zobaczyć dom Sienkiewicza. Najmłodszym członkiem grupy była trzyletnia Marysia – księżniczka uwielbiająca jagody 😉
NOCLEGI
Planując wyjazd na drugi koniec Polski przede wszystkim trzeba się zatroszczyć o nocleg, zwłaszcza, jak jedzie się z dziećmi, nie może być mowy o prowizorce. Na terenie powiatu łukowskiego nie ma niestety zbyt dużego wyboru jeśli chodzi o agroturystykę. Kilka lat temu spałam w Izydorach w Stoczku Łukowskim, jednak tym razem to miejsce wydawało mi się położone zbyt daleko i wolałam mieszkać bardziej w centrum terenu, po którym mieliśmy się poruszać. Wybór padł na Pokoje Gościnne u Jagody. Pasowała nam lokalizacja – Krzywda położona właściwie „blisko wszystkiego”, ceny także atrakcyjne. Zarezerwowaliśmy pokój pięcioosobowy, z dostępem do salonu z aneksem kuchennym i łazienką. Budynek jest położony w spokojnej okolicy, kilkaset metrów od centrum Krzywdy. Istnieje też możliwość zamówienia obiadów. Pobyt w Krzywdzie będziemy bardzo miło wspominać 🙂
JEDZENIE
Jeśli nie zamawiamy jedzenia w pensjonacie, wyżywienie może okazać się problematyczne. Wprawdzie podczas tego wyjazdu jakoś sobie radziliśmy, ale zjedzenie obiadu poza Łukowem może okazać się problemem. Pizzerie znajdują się w Krzywdzie (podczas innego pobytu) i w Wojcieszkowie. W Wojcieszkowie jedliśmy frytki, czasami – jak trafi się zaraz po otwarciu to okazuje się, że czas oczekiwania na pizzę może wynosić nawet 1,5 godziny.
WARTO ZOBACZYĆ
Naszą podróż rozpoczęliśmy od pomnika bitwy pod Stoczkiem. Dla dzieciaków samo podejście pod pomnik było fajną atrakcją.
Ze Zgórznicy, zmęczeni kilkusetkilometrową podróżą udaliśmy się do Krzywdy.
Następny dzień całkowicie poświęcony był dzieciom. Około 40 km od Krzywdy znajduje się Park Edukacji i Rozrywki Farma Iluzji. Spędziliśmy tu właściwie cały dzień dobrze się bawiąc.
Po powrocie udaliśmy się do Zastawia – do mojej rodziny. Spotkaliśmy się ze schorowanym już niestety ponad 80cio letnim siostrzeńcem mojej babci. Wuja jest kopalnią wiedzy o rodzinie, Zastawiu i okolicznych wsiach.
Ponieważ trwał jeszcze sezon na jagody, udało nam się najeść ich do syta. Jagody to także jeden z powodów dla których warto odwiedzać te tereny – nigdzie nie smakują one tak jak tutaj. A parowańce z jagodami to najlepsze podłukowskie danie 🙂
Następny dzień to już zwiedzanie, zwiedzanie, zwiedzanie, picie wody z cudownych źródełek i zabawa w wojsko…
SZCZAŁB
Będąc w okolicy trudno nie być w Szczałbie przy cudownym źródełku. Urokliwie położona wśród łąk kapliczka ze studnią była miejscem, gdzie spotkaliśmy parę, która tak jak my przyszła napić się wody. Dziewczyna pochodziła z tych stron i przyjechała w odwiedziny. Twierdziła, że w okolicy nie ma nic więcej ciekawego 😉 szkoda, że nie mieli czasu, mogli zabrać się z nami, bo nasza przygoda dopiero się zaczynała…
RADORYŻ
Ze Szczałba udaliśmy się do miejsc związanych z profesorem Władysławem Tatarkiewiczem i jego żoną Teresą z Potoworwskich. Najpierw byliśmy na cmentarzu w Radoryżu Kościelnym na grobie m.in Jerzego i Xawery Potworowskich. Tu też była okazja do przedstawienia chłopakom historii dzielnej sanitariuszki Jadwigi Szulc Holnickiej pochowanej na tym cmentarzu oraz o powiedzeniu kilku słów o żołnierzach Września (warto wspomnieć o pięknie odnowionej mogile zbiorowej, która jeszcze nie tak dawno wyglądała całkiem inaczej)
W Radoryżu Smolanym odwiedziliśmy park z dworem Potworowskich. Dziś służący jako strzelnica uczniom pobliskiej szkoły im. prof. Tatarkiewicza niestety niszczeje. Przed szkołą stoi pomnik upamiętniający założycieli szkoły Zofię i Witolda Nowackich (pochowanych w Tuchowiczu).
WOLA GUŁOWSKA, HELENÓW I KALINOWY DÓŁ
Kolejnym punktem naszej wycieczki, na który z niecierpliwością czekali zwłaszcza chłopacy, było Muzeum Czynu Bojowego Kleeberczyków. Robi ono niezwykłe wrażenie, zwłaszcza na kimś kto jest tu pierwszy raz. Myślę, że mało kto spodziewa się, że w niewielkiej wsi działa prawdziwe multimedialne muzeum, które w niezwykły sposób opowiada o Ostatniej Bitwie Września. Nasi chłopcy byli zauroczeni. Wywołać zainteresowanie u 6 i 7 latka w czasie zwiedzania to prawdziwa sztuka !! Kilka muzealnych sal przeprowadziło nas z brzeskiej twierdzy, przez gabinet dowódcy, wystawę żołnierskiego uzbrojenia, do wywołującego wielkie wrażenie szpitala… W wojskowym namiocie chłopcy w skupieniu obejrzeli film o żołnierzach generała Kleeberga. W następnej sali można się było poczuć jak mieszkańcy okolicy Woli Gułowskiej w czasie bitwy… I ostatnia sala z gasnącymi zdjęciami żołnierzy i pięknym wierszem „Dziś idę walczyć Mamo” Józefa Szczepańskiego… Można tu nauczyć dzieci, że wojna to nie zabawa, ale przede wszystkim wielka tragedia dla narodu i rodziny…
Na piętrze muzeum znajdują się sale myśliwska, z rzeźbą oraz izba regionalna.
Z Woli Gułowskiej udaliśmy się na miejsca bitew – do Helenowa, gdzie zginęli marynarze Flotylli Pińskiej i do Kalinowego Dołu, gdzie miała miejsce ostatnia bitwa kawalerii.
Wróciliśmy do Woli Gułowskiej, żeby napić się wody z cudownego źródełka w podziemiach kościoła.
ŁUKÓW
Kolejnym punktem naszej podróży był Łuków. Interesowała nas zwłaszcza kontrowersyjna Ławeczka Sienkiewicza. Ma ona zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników 😉 Nam się podobała 🙂
TUCHOWICZ
Kolejnym dniem spędzonym na ziemi łukowskiej była niedziela. Na mszy byliśmy w kościele parafialnym w Tuchowiczu – gdzie chrzczona była moja prababka i babcia, gdzie babcia z dziadkiem 22 lipca 1944 roku brali ślub i gdzie rok wcześniej odbywały się msze pogrzebowe moich pradziadków.
Tuchowicz to też obowiązkowa wizyta na przepięknym cmentarzu, na którym spoczywają moi pradziadkowie i okazja do opowiedzenia Wojtkowi historii rodziny…
OKRZEJA
Z Tuchowicza udaliśmy się do Okrzei, gdzie udało nam się zajrzeć do kościoła, ufundowanego przez przodków Henryka Sienkiewicza, byliśmy na Kopcu Noblisty a także na pobliskim cmentarzu, gdzie pochowana jest m.in. Stefania z Cieciszowskich Sienkiewiczowa.
Z Okrzei udaliśmy się do pobliskiego dworu Szydłowskich w Jagodnem. Zostaliśmy tu przyjęci przez obecnego właściciela pana Wojciecha Nosowskiego. Dwór został pięknie odrestaurowany i urządzony, a na swoje miejsce trafiła także stara szafa uratowana przed grabieżą i zniszczeniem. Bardzo serdecznie dziękujemy za ciepłe przyjęcie i wspaniałą lekcję historii… opopop
WOJCIESZKÓW
Wojcieszków to bardzo interesująca miejscowość i wbrew pozorom sporo tu do zobaczenia… pozostałości parku, urokliwy plac Próchniewicza, kościół czy miejscowy cmentarz z grobem rodziny Dmochowskich i trzeciej żony Henryka Sienkiewicza – Marii z Babskich. My udaliśmy się do miejscowej Izby Regionalnej prowadzonej przez panią Jadwigę Jóźwik. Izba jest na co dzień zamknięta, ale pani Jadwiga jest „pod telefonem”, mieszka niedaleko i przyjeżdża za każdym razem, gdy są zainteresowani. Na jej prośbę podajemy nr. telefonu pod którym jest dostępna: 532 302 443 W kilku salach Izby zgromadzone są przedmioty codziennego użytku sprzed lat kilkunastu i kilkudziesięciu…
BURZEC
Po Wojcieszkowie udaliśmy się na krótko do Burca, tu niestety zmęczenie dzieci dało znać o sobie. Po chwili spędzonej w parku jechaliśmy do ostatniego punktu naszego pobytu w okolicy Łukowa…
WOLA OKRZEJSKA
W Woli Okrzejskiej spędziliśmy najprzyjemniejsze chwile podczas naszej wyprawy. W starym parku przy dworze, w którym urodził się Henryk Sienkiewicz rozbiliśmy namioty i spotkaliśmy się z przyjaciółmi… Nasze dzieci przeżyły tu niezapomniane chwile, pierwsze w życiu ognisko, pierwsze nocowanie prawie pod gołym niebem…
Następnego dnia mieliśmy udać się na zwiedzanie Lublina, jednak wspaniale przyjęci przez gospodarzy tego miejsca państwa Cybulskich postanowiliśmy zostać w Woli przez cały dzień. Mieliśmy okazję zwiedzić to wspaniałe muzeum z duszą a nasze dzieci miały okazję pobawić się w „jakie krowa daje mleko” i w „berka cukierka”… Nikt nawet nie pomyślał o tablecie czy lapotpie 🙂 Dzieciaki bawiły się tak wspaniale, że żal było wyjeżdżać. Warto dodać, że miejsce to jest bardzo przyjazne dla dzieci. Maluchy mogą przymierzyć kostiumy filmowe z ekranizacji powieści Sienkiewicza, usiąść na tronie Nerona, czy zadąć w róg.
A naszej przedszkolance udało się wciągnąć dzieciaki w zaimprowizowaną zabawę przy dźwiękach fortepianu Matki Noblisty…
Po pobycie w Woli Okrzejskiej opuściliśmy gościnną Ziemię Łukowską i udaliśmy się dalej na południe, w dalszą część naszych wakacji.
Dla mnie ten pobyt był inny niż wszystkie… Jak zawsze był czas na spotkanie z rodziną i przyjaciółmi, ale także na relaks i zwiedzanie nowych miejsc. Za każdym razem jak wracam z tych stron wydaje mi się, że wszystko już widziałam, a z drugiej strony wiem, że dużo jeszcze do odkrycia przede mną.
Ziemia Łukowska jest niezwykle gościnna, muzea mają swój niepowtarzalny klimat… są bardzo przyjazne dla rodzin z dziećmi, zarówno Muzeum Czynu Bojowego Kleeberczyków jak i Muzeum Henryka Sienkiewicza a także Izba Regionalna w Wojcieszkowie są jakże inne od odwiedzonego przez nas po drodze muzeum jednego z polskich poetów… nie ma tu ochraniaczy na obuwie, nie ma „oprowadzania” przez ochroniarza i ciągłego napominania, że nie można, że nie wolno a przede wszystkim nie ma zestresowanych rodziców, którzy na samą myśl o swoich dzieciach w muzeum myślą o przysłowiowym „słoniu w składzie porcelany” 🙂
Dziękuję wszystkich, których udało nam się spotkać na naszej tegorocznej (oby nie ostatniej) wyprawie: cioci i wujowi za jak zwykle miłe przyjęcie, Grażynie za parowańce z jagodami, Ani i Jackowi, Sebastianowi i Krzyśkowi za spotkanie, Maciejowi i Kasi Cybulskim za niezwykłą atmosferę panującą w muzeum, panu Wojciechowi Nosowskiemu za pokazanie swego pięknego dworku, pani Jadwidze Jóźwik za oprowadzenie po izbie regionalnej… Dziękujemy za gościnę państwu Gajownikom Pokoje u Jagody no i oczywiście Emilii za to że wytrzymała i dzieciakom, które świetnie dały sobie radę na tej wyprawie 🙂
Dodaj komentarz